Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2013
Dystans całkowity: | 1384.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 75:19 |
Średnia prędkość: | 17.49 km/h |
Suma podjazdów: | 10995 m |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 92.27 km i 5h 22m |
Więcej statystyk |
Dystans126.00 km Czas07:06 Vśrednia17.75 km/h Podjazdy305 m
SprzętSrebrny Orzeł
Szwajcaria - dzień 11/11
Rano spokojne śniadanie z Panią domu, bo gospodarz już od świtu w pracy. Moim zadaniem było zmielenie kawy, chociaż przecież ja kawy nie pijam!:) Dziękujemy za gościnę i ruszamy dalej. Kolejny cel to Liechtenstein i stolica Vaduz..w sumie nic innego w tym kraju nie ma, tylko stolica;) Za to zapamiętałem ją naprawdę nieźle..bardzo futurystyczne miasto, ciekawe nowoczesne budowle..i zero ludzi:)
Z ciekawości pojechaliśmy na stadion narodowy. Magda zorientowała się, że brama nie została zamknięta i wbiliśmy na obiekt:) Później już droga na północ przez Austrię. Tam kąpiemy się w Jeziorze Bodeńskim, woda już nie alpejska ale jeszcze czysta. Szlakami docieramy do Friedrichshafen. To właśnie z tego miasta mamy mieć pociąg powrotny do Gorlitz. Spokojny turecko-niemiecki kebab na mieście i z racji godziny rozbijamy się za miastem w sadzie jabłoni:) To nieoficjalny koniec wyprawy:) Dobiliśmy do ostatniego miasta. Następnego dnia rano musimy podjąć decyzję czy już wracamy, czy jedziemy w głąb Niemiec czy rozbijamy się nad jeziorem. Jeśli chcielibyśmy wracać w piątek to zapłacimy za niemieckie pociągi jakieś 300E..jeśli w sobotę, 40E:) W mieście trąbią o kolejny mega upalnym dniu.. Decyzja mogła być tylko jedna, zostajemy. Pod marketem spotykamy Polaka, który kieruje nas nas fajne miejsce campingowe. Niestety woda w tym miejscu, nie była porywająca..jednak usadowiliśmy się w cieniu i zostaliśmy tam na cały piątek:) Pociąg powrotny do PL ok 5 rano, więc dużo tego czasu nie było:)
Droga z rana..
Wskazuje drogę na Liechtenstein..
Vaduz, stolica 6.najmniejszego państwa na świecie:)
Stadion Narodowy Liechtensteinu:)
by Kovval
Drewniany most na szlaku..
Już wyjeżdżacie?:(
Jezioro Bodeńskie..
by Kovval
Ostatnie szlify relacji Magdy i mój ostatni snickers:)
Alpy zaliczone! Dziękuję, dobranoc:)
Z ciekawości pojechaliśmy na stadion narodowy. Magda zorientowała się, że brama nie została zamknięta i wbiliśmy na obiekt:) Później już droga na północ przez Austrię. Tam kąpiemy się w Jeziorze Bodeńskim, woda już nie alpejska ale jeszcze czysta. Szlakami docieramy do Friedrichshafen. To właśnie z tego miasta mamy mieć pociąg powrotny do Gorlitz. Spokojny turecko-niemiecki kebab na mieście i z racji godziny rozbijamy się za miastem w sadzie jabłoni:) To nieoficjalny koniec wyprawy:) Dobiliśmy do ostatniego miasta. Następnego dnia rano musimy podjąć decyzję czy już wracamy, czy jedziemy w głąb Niemiec czy rozbijamy się nad jeziorem. Jeśli chcielibyśmy wracać w piątek to zapłacimy za niemieckie pociągi jakieś 300E..jeśli w sobotę, 40E:) W mieście trąbią o kolejny mega upalnym dniu.. Decyzja mogła być tylko jedna, zostajemy. Pod marketem spotykamy Polaka, który kieruje nas nas fajne miejsce campingowe. Niestety woda w tym miejscu, nie była porywająca..jednak usadowiliśmy się w cieniu i zostaliśmy tam na cały piątek:) Pociąg powrotny do PL ok 5 rano, więc dużo tego czasu nie było:)
Droga z rana..
Wskazuje drogę na Liechtenstein..
Vaduz, stolica 6.najmniejszego państwa na świecie:)
Stadion Narodowy Liechtensteinu:)
by Kovval
Drewniany most na szlaku..
Już wyjeżdżacie?:(
Jezioro Bodeńskie..
by Kovval
Ostatnie szlify relacji Magdy i mój ostatni snickers:)
Alpy zaliczone! Dziękuję, dobranoc:)
Dystans103.00 km Czas05:40 Vśrednia18.18 km/h Podjazdy1125 m
SprzętSrebrny Orzeł
Szwajcaria - dzień 10
Wiedząc, że przed nami nic tylko kolejne km ciężkiego podjazdu..tym razem śniadanie jemy na miejscu:) Ubieram wczorajszą koszulkę, bo wiem że w tym upale za 10min podjazdu będę znowu mógł się jej pozbyć;) Odwiedzamy stolicę kantonu, czyli Davos. O dziwo, na mieście mnóstwo Żydów. Robimy zakupy w COOP i kierujemy się (pod prąd:) pod miejską fontanną, gdzie robimy sobie piknik. Później fajny zjazd i tak w sumie do samego końca dnia. Wkraczamy na szlak narodowy. Zaczynają się fajne miasteczka, przejazdy wąskie na 1 auto. O dziwo, złapałem 1 gumę podczas tego wyjazdu!:) Przynajmniej była okazja na spokojne piwo:)
Tego dnia musieliśmy dojechać do Weite, gdzie Magda załatwiła nam darmowy nocleg u gospodarzy ze stronki warmshowers.com. Rozbijamy się, kąpiemy w domu w gorącej wodzie, spożywamy fantastyczną kolację z gospodarzami i szprechamy do późnego wieczora:)
Widok po porannym podjeździe wynagradzał wszystko..
Szwajcarski przystanek
Zdarza się..:) by Kovval
Szlaki, jak nie przy rzece..
to przez sam środek winnic..
Adres się zgadza..to chyba tu:)
Na pewno tu:)
Tego dnia musieliśmy dojechać do Weite, gdzie Magda załatwiła nam darmowy nocleg u gospodarzy ze stronki warmshowers.com. Rozbijamy się, kąpiemy w domu w gorącej wodzie, spożywamy fantastyczną kolację z gospodarzami i szprechamy do późnego wieczora:)
Widok po porannym podjeździe wynagradzał wszystko..
Szwajcarski przystanek
Zdarza się..:) by Kovval
Szlaki, jak nie przy rzece..
to przez sam środek winnic..
Adres się zgadza..to chyba tu:)
Na pewno tu:)
Dystans90.00 km Czas05:56 Vśrednia15.17 km/h Podjazdy1309 m
SprzętSrebrny Orzeł
Szwajcaria - dzień 9
Rano długo nie zwlekaliśmy i ruszyliśmy przed siebie. Standardowo, zakupy w pierwszym lepszym mieście w najtańszym z marketów COOP i śniadanie na rynku we Flums:) Następnie czekała nas kolejna krajobrazowa trasa szlakami do samego Chur. W Bad Ragaz spotykamy piłkarzy niemieckiego Wolfsburga, którzy są tam na zgrupowaniu. Co ciekawe, w przeszłości bywała tam nasza reprezentacja, jak i Angole czy Włosi:) W Chur zasięgamy informacji turystycznej, czy na pewno rowerami przejedziemy przez zbliżające się górskie tunele. Zaznaczę bowiem, że kolejny raz robimy pętle i wjeżdżamy ponownie w Alpy:) Niestety nikt jednoznacznie tego nie nakreślił:) Co tam..Mamy kilka dni zapasu, jedziemy w kanton Graubunden czyli..krainę gryzoni:) Tuż za Chur prawdziwa masakra. Kolejny raz zaskoczona podświadomość, bo nagle z podziemi wyskoczył prawie 18km niezły podjazd. Wymęczyłem się na nim 3x bardziej niż na sławetną Furkę:) Ale teraz..pojechałbym tam drugi raz;) Chcieliśmy znowu Alp, to mamy:) Później oczywiście standardowy zjazd serpentynami i rozbijamy się na szybko dość późno przy drodze za małym laskiem przy polu paintballowym:)
Z cyklu 'widok z namiotu'. To coś obudziło mnie w nocy niezliczoną ilość razy. Mieli tam chyba 3 rodzaje dzwonów i dawali o sobie znać co 30minut:)
Szlak z samego rana..
Kovval cały dzień miał mocno do myślenia..:)
Taki sobie szlak..:)
Źródełka, które całe 2 tyg ratowały nam życie..
Z cyklu 'widok z namiotu'. To coś obudziło mnie w nocy niezliczoną ilość razy. Mieli tam chyba 3 rodzaje dzwonów i dawali o sobie znać co 30minut:)
Szlak z samego rana..
Kovval cały dzień miał mocno do myślenia..:)
Taki sobie szlak..:)
Źródełka, które całe 2 tyg ratowały nam życie..
Dystans100.00 km Czas05:17 Vśrednia18.93 km/h Podjazdy350 m
SprzętSrebrny Orzeł
Szwajcaria - dzień 8
Z samego runa od razu jedziemy do centrum. Szybkie zwiedzanie, zakupy i śniadanie w samym środku Zurichu. Ze wszystkich większych szwajcarskich miast, wg mnie Zurych jest najpiękniejszy. Cały dzień totalny upał, ale to już w sumie norma. Po Zurichu, Magda ostro wzięła się za prowadzenie i z jechaliśmy ciągle ok 30km/h raz po raz mijając fajne miejscówki na kąpiel:) Dopiero po naszych namowach, jakoś ją zatrzymaliśmy i wszyscy wrzuciliśmy się do Zurich See:) Następnie etap z kiepską tranzytową trasą. Nagle ktoś z Peugeota na nas trąbi, krzyczy przez okno, wyprzedza, zatrzymuje się przed nosem i wychodzi z auta;) Myślimy, że ktoś coś nabroił. Okazało się, że pewna pani ma dla nas lepszą trasę!:) Po niemiecku zaczęła opowiadać o pięknej równoległej prostej na Chur i jak mówiła "keine autos!". Tak się dogadaliśmy, że babeczka wzięła nas na koło i wyprowadziła z całego miasta:) Niestety ścieżka i tak za kilka km została zgubiona i powróciliśmy na trasę:) Kolejne piękne jezioro przed nami czyli Walensee. Niestety same miasta kurorty z campingami, więc ciężko znaleźć nocleg. Najpierw gość z wyglądem Tarzana postraszył, że ktoś może zadzwonić na policję. Po kilku chwilach trafiamy jednak na spore gospodarstwo, gdzie starszy pan grabił trawę. Bez wahania zgodził się, jak mówił nawet na kilka noclegów:) Cały czas powtarzał pewne niemieckie powiedzenie o Polakach, jednak nikt tego nie zapisał:( Pan przyniósł nam cały dzbanek soku jabłkowego i udostępnił szopę z dostępem do wody:)
Zurich
Rapperswil?
Pani z czerwonego Peugeota
jako pilot:)
Przerwa nad Renem na makaron i zmrożone piwko:))
by Kovval
Kolejne tunele..
Można jakoś to połączyć..pociąg, auta, rowery..
Nocleg w Walenstad
i pyszny kompot domowej roboty..
Zurich
Rapperswil?
Pani z czerwonego Peugeota
jako pilot:)
Przerwa nad Renem na makaron i zmrożone piwko:))
by Kovval
Kolejne tunele..
Można jakoś to połączyć..pociąg, auta, rowery..
Nocleg w Walenstad
i pyszny kompot domowej roboty..
Dystans105.00 km Czas06:00 Vśrednia17.50 km/h Podjazdy859 m
SprzętSrebrny Orzeł
Szwajcaria - dzień 7
Dojeżdżamy z rana do Altdorf, gdzie jemy śniadanie. Kolejne kapitalne klimatyczne miasto. Tego dnia zaczęliśmy cykl turkusowych jezior, na widok których miałem ochotę tylko na jedno. Od razu zaliczyliśmy kąpiel w Jeziorze Czterech Kantonów, w takiej wodzie jeszcze nie pływałem. Dzień świetny pod względem krajobrazów. Trasa wzdłuż jezior, w dodatku w świetnych rowerowych tunelach. O 18 zorientowaliśmy się, że zostało nam do Zurychu ok 30km i podejmujemy decyzję, że spróbujemy. Dobijamy do znaku i już szarówka. Nie chcąc zwiedzać na siłę i na szybko, cofamy się do ostatniego miasteczka w poszukiwaniu noclegu. Niestety..za bogato. Nikt nie pozwoli na rozbicie namiotu na świeżo skoszonej trawce:) W związku z tym wbijamy na jakiś szlak turystyczny i rozbijamy się w zuriskim lesie:)
Altdorf..
Nasza furka:)
Zaczyna się..
Ścieżka w tunelu..
Widoki..jak tu nie skoczyć?
Po drodze..
Altdorf..
Nasza furka:)
Zaczyna się..
Ścieżka w tunelu..
Widoki..jak tu nie skoczyć?
Po drodze..
Dystans96.00 km Czas06:00 Vśrednia16.00 km/h Podjazdy1521 m
SprzętSrebrny Orzeł
Szwajcaria - dzień 6
Dzień zaczynamy od śniadania na przyczepie gospodarzy. Drugie śniadanie w pierwszej wsi, gdzie zjadamy z Kovvalem całą babkę cytrynową:) A wszystko to z myślą o głównym celu tego dnia..podjeździe na Furkę. A ten po cichu ciągnął się można powiedzieć, że od kilku miast czyli blisko 40km. Oczywiście, bo jakby inaczej..rozpoczynamy w upale:) Nachylenie podjazdu w sumie bardzo ok. Jednak odbijające słońce od asfaltu potęguje wycieńczenie. Z tego wycieńczenia było tyle śmiechu, co ostatnio na mazurach:) Po drodze spotykamy Hiszpana z Barcelony, który ciśnie przez największe przełęcze. Na Belwederze zauważamy polskie sakwy Crosso. Kolega jechał z Wiednia do Genewy (co ciekawe, użytkownik forum podróżerowerowe.com) Niestety, jak to na wysokościach..troszkę pokropiło. Dojeżdżamy na Furkę, symboliczne zdjęcia i kilkudziesięciu kilometrowy zjazd;) Przednie hamulce od razu do wymiany. Za ten mały sukces w Andermatt decydujemy się na jedyny obiad w restauracji..o porcjach nie wspomnę, musiałem dojadać czym się dało:) Zjeżdżamy dalej i rozbijamy się 'u gospodarza' w Silenen za 3 podejściem. W cudzysłowiu, gdyż pani skierowała nas do jakiegoś składu drewna za domami..ale zawsze to legal:)
W stronę Furki..
Hiszpan z Barcelony
Z Belwederu
Jedziemy dalej..
Voila!
Nocleg
W stronę Furki..
Hiszpan z Barcelony
Z Belwederu
Jedziemy dalej..
Voila!
Nocleg
Dystans101.00 km Czas06:13 Vśrednia16.25 km/h Podjazdy932 m
SprzętSrebrny Orzeł
Szwajcaria - dzień 5
Spokojniejszy dzień, za to niesamowicie upalny. Pobudka o 7,30 i jedziemy szlakiem wzdłuż rzeki. Śniadanie dopiero po kilkunastu km w Sion, które zajęło u mnie 2 miejsce pod względem miast. Dodatkowo zapamiętam je szczególnie, bo w markecie zamiast dużej mrożonej kawy kupuję sobie..duże mleczko do kawy:) Jakoś jednak wymęczyłem:) Ruszamy dalej i niestety co wydawało się niemożliwe, ale kilka razy gubimy szlak i lądujemy na niewygodnej drodze tranzytowej. Po drodze natrafiamy na stanowisko truskawek, dla mnie nadawały się do spożycia więc nie zmarnowałem okazji;) Na koniec dnia lądujemy w wiosce Lax, gdzie udaje się wreszcie rozbić u gospodarza! Pani zamiatająca podjazd godzi się na rozbicie za domem, przy maszynach i.. krowach:)
Z samego rana..
II śniadanie pod ręką:)
Szlakami..
Uchwycony:)
Ostatnie podjazdy przed noclegiem..
Ci to mają miejsca..
Z samego rana..
II śniadanie pod ręką:)
Szlakami..
Uchwycony:)
Ostatnie podjazdy przed noclegiem..
Ci to mają miejsca..
Dystans127.00 km Czas06:23 Vśrednia19.90 km/h Podjazdy543 m
SprzętSrebrny Orzeł
Szwajcaria - dzień 4
Pierwszy tak 'płaski' etap. Śniadanie na mieście w klimatycznym szwajcarsko-francuskim Hermance. Trasa tego dnia cały czas wzdłuż jeziora genewskiego. Ja cały dzień głodny, mimo tego że jadłem za wszystkich:) Zaliczamy 2 francuskie zamki, m.in.w świetnym Yvoire. Następnie mocno kręcimy sporo km ze średnią 30km/h. Mimo ogromnej porcji makaronu, ja ciągle głodny. Sam nie wiedziałem co jest grane, bo pakowałem w siebie wszystko co mogłem:) Kolejny raz potwierdziło się, że bez mięsa daleko nie zajadę. Dopiero wieczorem na siłę skręcam na stację i wbiegam po mega kanapkę z podwójnym kotletem z kurczaka..za jedyne 7CHF czyli jakieś 25zł:) Po takim posiłku miałem moc na następne 100km..Nocleg niestety znowu na dziko. Szukaliśmy aż w 3 wioskach. Kolejny raz Szwajcaria mimo, że ludzie są nadzwyczaj mili..okazała się zbyt 'bogatym' krajem z 'luksusowymi' wioseczkami, na których próżno szukać noclegu. Lądujemy więc nad samą rzeką, Renem bądź Rodanem..Magda poprawi:)
Francuskie mieściny..
ten turkus..
Alpy już czekają..
obrazek ze ścieżki rowerowej..
tam dbają nawet o stanowiska z jedzeniem!:D
Francuskie mieściny..
ten turkus..
Alpy już czekają..
obrazek ze ścieżki rowerowej..
tam dbają nawet o stanowiska z jedzeniem!:D
Dystans100.00 km Czas06:00 Vśrednia16.67 km/h Podjazdy964 m
SprzętSrebrny Orzeł
Szwajcaria - dzień 3
Rano szybko się zebraliśmy, bo na szlaku zaczęli pojawiać się pierwsi turyści. Kovval biedak, tak się ich bał że pół nocy nie spał;) Na początku zaliczamy jezioro Lac de Joux, gdzie już było widać trochę turkusu. Następnie już z Jeziorem Genewskim w tle, świetny zjazd aż do samego Nyon. Piękne miasteczko. Zachęceni znakami 'UEFA', jako zagorzali kibice z Kovvalem nie mogliśmy nie pojechać zobaczyć siedziby. Dupy jednak nie urwała:) Następne miasto to Coppet, gdzie szukamy gospodarzy z prośbą o napełnienie wody. Na przeciw wychodzi nam jednak jakaś kobitka, która kieruje do pobliskiego kraniku przy fontannie mówiąc, że to woda pitna. Faktycznie, woda źródlana a lepsza niż nasza droga mineralna. Od tego momentu, do ostatniego dnia wyprawy pijemy litrami tylko i wyłącznie ogólnodostępną wodę źródlaną..była przepyszna! Zatrzymujemy się nad jeziorem i robimy obiad. Niestety pojawiało się coraz więcej chmur a na południu w okolicach Genewy raz po raz widać było błyski..no cóż, to drzemka!:) Usnęliśmy wszyscy aż do samego deszczu.. Chcąc/nie chcąc ruszyliśmy na mokrego..Geneva niestety także w deszczu i wrażenia zrobić nie mogła. Mimo deszczu, na mieście wokół jeziora pełno biegaczy i rowerzystów. Kompletnie przemoczeni decydujemy się na jedyny nocleg na campingu w Hermance. Przy okazji dostajemy od właściciela piwa gratis i zaliczamy deszczową kąpiel w cieplutkim jeziorze genewskim..
z rana..
Laux de Joux
Świetny 12% podjazd, pół słoika dżemu poszło jak nigdy:)
Na przełęczy, w Jurze to codzienne auta..
Nyon..
Uefa
Genewa
z rana..
Laux de Joux
Świetny 12% podjazd, pół słoika dżemu poszło jak nigdy:)
Na przełęczy, w Jurze to codzienne auta..
Nyon..
Uefa
Genewa
Dystans125.00 km Czas06:54 Vśrednia18.12 km/h Podjazdy1332 m
SprzętSrebrny Orzeł
Szwajcaria - dzień 2
Dzień zaczynamy szybko, bo na łące szybko robi się ciepło..Śniadanie jemy dopiero przy pobliskim sklepie Denner. Chleb tylko 3,8CHF czyli jakieś 13zł;) Za to Coca-Cola tylko 2CHF. Kolejny dzień w Jurze, chociaż już nie z takimi podjazdami. Odwiedzamy m.in. La Chaux de Fonds, czyli międzynarodową stolicę zegarmistrzowstwa. Miasteczko zrobiło na mnie najlepsze wrażenie z całej wyprawy. Tego dnia zaliczyłem także swój V-max wyjazdu, na zjeździe do jednej z dolinek miałem 74km/h. Znowu zbyt późno się obudziliśmy z poszukiwaniem noclegu u gospodarza. Po drodze same nowobogackie miasteczka, dzień zakończyliśmy w Vallorbe. Pytaliśmy w dwóch domach, gdzie tylko spotkaliśmy kogoś na ogródku. W jednym, natknęliśmy się tylko na mechanika który tam nie mieszkał. W drugim natomiast impreza trwała w najlepsze, jedyna anglojęzyczna pani w ciąży (jedyna trzeźwa:) nastraszyła, że w ich kraju to wszystko niedozwolone itp. Rozbiliśmy się więc kilkaset metrów dalej przy rzece na szlaku górskim:)
La Chaux de Fonds
W tle zegar słoneczny..
Po drodze..
Kto o to wszystko tam dba..
Jurajskie serpentyny..
Droga między kantonami..
La Chaux de Fonds
W tle zegar słoneczny..
Po drodze..
Kto o to wszystko tam dba..
Jurajskie serpentyny..
Droga między kantonami..