Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawa 2011 - Beskid Niski

Dystans całkowity:326.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:17:50
Średnia prędkość:14.75 km/h
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:40.75 km i 2h 58m
Więcej statystyk
Dystans106.00 km Czas06:30 Vśrednia16.31 km/h
Dzień VIII ( Dukla - Dębica )
Przede mną droga typowo szosowa.. Wyruszyłem przed 9 rano.. Pociąg z Dębicy miałem przed 17 a następne przed 20 i 21..Droga świetna..nie wiem czy byłem tak spragniony szosy, czy miałem więcej z górki..ale kręciło się fantastycznie. Upał już tak przyzwyczaił, że zwracałem uwagę tylko jak pot zalewał mi oczy;) Po drodze kilka przystanków, m.in. lody na rynku w Jaśle. Do Pilzna, czyli ok 75km dojechałem już o 14, więc nadwyżka super..Przed miastem wykąpałem się jeszcze w Wisłoce (tutaj już oczywiście z masą ludzi) i zostało mi zaledwie 11km do Dębicy. Widziałem już wcześniej na mapie, że tam jest expresówka, więc miałem zamiar poszukać alternatywy po okolicznych wioskach. Dojechałem jeszcze do remontowanej E40, gdzie kawałek była ścieżka rowerowa ale usłyszałem od robotników, że dalej nie pojade, bo rozkopane..musiałbym po drodze.. Mówię sobie...8 dni policji nie widziałem, fatalnie byłoby dostać mandat na samym finiszu.. OK, objadę wioskami.. Jednak tutaj problem, bo szczegółowej mapy Podkarpacia to ja już nie mam.. Po krótkim błądzeniu i zapytań tubylców okazało się, że jedyna droga na Dębice prowadzi przez masakryczną górkę przez Braciejową..starszy dziadek dodał: "panie nawet auta tam nie wjeżdżają a korbować w ten upał to istna śmierć"..myślę sobie:"panie, górki mi już nie straszne;)". No i dostałem za swoje..te niby 11km, moimi skrótami wyszło 2 razy więcej i pokonywałem je równe 3h;) z czego na siodełku jakąś godzinę..Górka dała mi taki wycisk, że nogi nawet nie chciały prowadzić a co dopiero kręcić..Kryzys podobny jak na Jaworzynie..o tym pociągu o 17 nawet nie marzyłem.. Zjazd z tej góry okazał się jednak najlepszym w całym wypadzie..asfaltowa droga z zajebistymi zakrętami pomiędzy domkami..żal było się zatrzymywać, żeby pstrykać fotki..Później jeszcze przystanek przy sklepie w Latoszynie, gdzie pewien Pan zaoferował mi nocleg na swojej świeżo skoszonej trawie w ogródku, grilla a na drugi dzień koncert z okazji Dni Dębicy;) Nie skorzystałem jednak.. Na dworcu w Dębicy byłem 7 minut po odjeździe mojego pociągu;) Trudno, jest okazja żeby pozwiedzać i porządnie zjeść. Ciepły obiad w knajpie, uzupełnienie płynów i kompletny odpoczynek na rynku.. Pociąg przed 20..miał być z wagonem rowerowym.. Bilet na rower 9zł a musiałem stać 3,5h z nim w przejściu,z jeszcze jednym rowerzystą..który jechał tak z Rzeszowa do Wrocławia;) Na moje pytanie do pani konduktor:"W tym pociągu miał być chyba wagon rowerowy tak?" odpowiedziała:"Tak, miał być...podwyżki też miały być". Jednak rozłożyłem karimatę i jakoś na półśnie dotarłem do Jaworzna..;)

trasa cały czas wyglądała podobnie




chyba Nowy Żmigród


papa górki



:)


przystanek



Jasło...jak widać, Jaworzno coraz bliżej;)


nie pamiętam..Kolaczyce, Brzostek, Kamienica?


przez cały dzień towarzyszyła mi Wisłoka





mój 'skrót' do Dębicy:)


już prawie koniec


jest i Dębica







i tak całą drogę..


dziękuję, dobranoc;)
Dystans17.00 km
Dzień VII ( Dukla i okolice )
Z samego rana miałem już wracać..jednak postanowiłem przedłużyć pobyt. Głupio byłoby nie posmakować tego podkarpacia, jak już się dojechało.. Przebukowanie pobytu, pranie rzeczy na powrót i poszedłem w miasteczko. A te typowo turystyczne;) Na obiad zajebista rybka, później krótka siesta i na rower. Zwiedziłem pałac, pobliski park a następnie zdecydowałem się podbić na Góry Iwelskie - Franków:) Bez obciążenia o wiele lepiej, jednak na sam szczyt i tak się nie udało, więc musiałem podejść...było tak duszno, że z koszulki można było wyciskać. Wreszcie na spokojnie bez presji czasu i noclegu, można było delektować się beskidami.. Ostatni dzień i od razu pojawiły się pierwsze chmury;)

patent na pranie


ratusz w Dukli (20metrów od pokoju)


pałac






park




jesień?


na mieście



z góry Franków





Dystans46.00 km
Dzień VI ( Radocyna - Dukla )
Rano nie dało się wysiedzieć w namiocie, bo słońce grzało niewiarygodnie.. Szybkie zwijanie namiotu, pakowanie i w trasę. Dalej szlakami, ale już miasteczka na wschód, czyli Krempna i Dukla. O tej ciszy i spokoju pisał nawet nie będę.. Bo kto nie był w takich wsiach, z daleka od samochodów i ludzi..to sobie tego nigdy nie wyobrazi;) Nie powiem, droga kolejny raz dała mi nieźle w kość. Po kilkunastu km leśnych dróg wjechałem na drogę wojewódzką w kierunku Krempnej. Fenomenalna trasa! Idealna na szosę! Jechałem dość długo a minęło mnie 1 auto! Nawierzchnia tak świetna, że jak się rozpędziłem do 35km/h to jechałem jak z tempomatem.. Przez ten skwar, aż 3 razy po drodze wylądowałem w Wisłoce i jej dorzeczach;) Woda czysta i lodowata, czego chcieć więcej przy 30stopniowym upale? Dojechałem tak do Krempnej, gdzie miałem dłuższy postój na zakupy i obiad. Zdjęcia muzeum nie mam, bo było kompletnie zastawione w remoncie. Dalej już kierowałem się na Dukle. Po drodze świeży remont nawierzchni. Objazd tylko przez rzekę i raczej terenówkami, więc powiedzieli mi, żebym przetestował traskę;) Z tego gorąca aż parowało a ja miałem jechać? No dobra, co mi tam..przynajmniej bez samochodów.. Jechało się fantastycznie..droga wydawała się utwardzona, jednak jak stanąłem nogą przy zdjęciu to oczywiście się przykleiłem..no cóż, zostawiłem swoją odciśniętą nogę w Beskidach;) Coś mnie górki dzisiaj oszczędzały, więc spodziewałem się wyrównania rachunków. I dość szybko miałem;) Przed Chyrową zaliczyłem kolejne 50minut pchania..żółwim tempem, ale nie miałem na sobie nawet 1mm suchego ciała.. Jednak to co mogłem zobaczyć ze szczytu, wynagrodziło wszystko..niesamowite dolinki i przełęcze a następnie mega 15minutowy zjazd, gdzie osiągnąłem prędkość 69km/h co jest moim osobistym rekordem:) Po drodze jeszcze fajny widok na cerkwie w Chyrowej i prosto do samej Dukli. Tam miałem wynająć jakiś pokój jednak kręcąc po rynku, znalazłem miejscówkę w murowanym domu wczasowym PTTK..zaoferowali mi jedynkę, jednak z łazienką w pokoju..;)

na szlaku




przy wojewódzkiej 992





relax


chyba w Krempnej..



szlakiem;)


jeszcze ciepła..




pierwszy jednak nie byłem;)


kolejny postój przy wodopoju



w oknach plastiki..miasto coraz bliżej


półmetek pchania..



na szczycie..




droga w kierunku Iwli




w Chyrowej


w pokoju PTTK;)
Dystans25.00 km Czas02:00 Vśrednia12.50 km/h
Dzień V ( Regietów - Radocyna )
Z samego rana szybka rundka na wieś po pieczywo..sklep oczywiście "na dzwonek";) Następnie śniadanie wokół ogniska, ostatnie grzanki i czas pożegnać..każdy idzie w swoją stronę:) O pogodzie nawet nie będę pisał, bo nic się nie zmieniło..Trasa miała być krótka przez Gładyszów i Krzywą, jednak widokowa i oczywiście wyczerpująca;) Po drodze narobiłem tyle zdjęć, że padł mi aparat..a do prądu daleko;/ Podczas podróży wiele odpoczynków przy świetnych potokach.. Do bazy dotarłem dość szybko, od razu rozbiłem namiot, wykąpałem się przy słynnej 'trasie łazienkowskiej' i wyruszyłem w poszukiwaniu prądu..w promieniu kilku km od bazy jest tylko 1 dom nadleśnictwa-bar, jednak udało mi się trochę podładować a także zaopatrzyć w kilka piwek na wieczorne ognisko;) Powtórka z rozrywki, siedzieliśmy do północy i słuchaliśmy jak bazowi śpiewają przy gitarze.. Był też jeden Pan, który zaśpiewał kilka kawałków po łemkowsku..szacunek;)

promienie na bazie o poranku;)


droga do wc;)


po drodze






ile widzisz małych krów na obrazku?




końcówka masakrycznego podjazdu..prowadziłem jakieś 40minut..w tym czasie miałem 2 propozycje podrzucenia;)


pomnik w Krzywej






tak wyglądają tam główne drogi..




kolejny opuszczony cmentarz wysiedlonej ludności
Dystans33.00 km Czas03:00 Vśrednia11.00 km/h
Dzień IV ( Klimkówka - Regietów Wyżny )
Oczywiście standardowo rano słońce nie pozwalało wysiedzieć.. Zerwałem się przed 7, szybki prysznic, pakowanie, śniadanie i jazda do jeziora..oczywiście ani żywej duszy;) Woda fenomenalna..siedziałem w niej z godzinę..cisza i spokój.. Obiecałem sobie, że jeszcze kiedyś tu wrócę.
Tyle tego dobrego, zasiedziałem się więc pora ruszyć w góry na dobre!
W planach miałem jechać dalej wzdłuż jeziora szlakiem na Uście Gorlickie, Kwiatoń, Hańczową i Blechnarkę do Regietowa, gdzie stacjonuje baza studencka SKPB Warszawa. Droga świetna widokowo..mnóstwo cerkwi i klimatycznych cmentarzy. Miejscami jednak okazała się niesamowicie wyczerpująca. Niby szlak rowerowy, jednak nie znam człowieka który by go przejechał;) Wędrówki z rowerem na sam szczyt, po czym chwila przyjemności ze zjazdu i znowu, znowu, znowu..;) Niby w lesie, ale oczywiście żal lał się z nieba..Było tak stromo, że pchając rower kilka razy zdarzyło mi się, że przechylił się z całym bagażem do tyłu..jednak przeżyłem;) 'Zabiło' mnie jednak co innego..tak sobie pcham pod Jaworzynkę cały czas mówiąc 'I can do it, i know i can' a tu nagle ukazuje się znak 'Regietów 15min'... Krzyczę "tak, kur..!";) Ulga niesamowita, od razu przerwa i piknik w środku lasu..dobra idziemy dalej, bo w tym lesie coraz ciemniej..Zgodnie ze szlakiem raz pchając, raz zjeżdżając..mija 30minut i nic..pot leje się strumieniami..oo widzę znak w oddali.. Podchodzę i co widzę? 'Regietów 1h30min';) Nawet nie wiem jak teraz opisać, co wtedy poczułem;) Przede mną ukazało się widmo noclegu na dziko u szczytu góry..takiego kryzysu chyba nigdy nie miałem;) Jednak jak to zawsze w takich momentach, spiąłem pośladki i ruszyłem z takim impetem, jakbym zobaczył wodę na pustynii. Jeszcze trochę pod górę a później niesamowity zjazd..W niecałą godzinę wyjechałem na przepiękną dolinkę..okazało się, że nie było jeszcze tak ciemno.. Jeszcze trochę błądzenia po szlakach i znalazłem bazę.. Ehh co to była za ulga;) Na bazie garstka ludzi, jednak potrafili stworzyć kapitalną atmosferę. Po rozbiciu namiotu, wspólna kolacja a później śpiewy z gitarą i dowcipy przy ognisku do późnej nocy. Okazało się, że jeden ze znaków dotyczył szlaku konnego i nie tylko ja dałem się nabrać;) Wielkie dzięki i pozdrowienia dla całej ekipy!
Co jak co..ale góry kształtują charakter..

z tafli jeziora..



pogoda standard..ja jednak już ruszam


po drodze








miejscami było dość ciekawie;)


Chleb powszedni tych rejonów..




ani jednego auta..ani jednego człowieka..


zajebisty 5minutowy zjazd


sklep, na który bardzo liczyłem;)


postój i piknij w Wysowej-Zdrój


wspomniany rowerowy szlak;)




polanka, na którą wyjechałem



kaplica z dzwonem


a tu jej ochrona


konie huculskie


prawie jak w Chinach


pieczone na sam koniec dnia
Dystans3.00 km Czas00:10 Vśrednia18.00 km/h
Dzień III ( Klimkówka )
Późnym wieczorem w sobotę obok mnie rozbiło się sympatyczne małżeństwo z Chojnic obok Kielc. Miałem ruszać dalej w niedzielę rano, jednak namówili mnie żebym został. W sumie starać się nie musieli. Patrząc na mapę to jezioro było ostatnim, do którego mogłem dojechać a ten upał robi swoje.. Niestety od ok 12-13 na pole zaczęli przyjeżdżać miastowi..Rejestracje z Nowego Sącza, Dębicy a nawet Rzeszowa.. Jak w sobotę było 5 aut, w niedzielę było z...205;/ Zajęli całe pole namiotowe a także całą drogę dojazdową.. Nie mogłem tego tak zostawić..do wody nie wejdę, bo masy nie zniosę..jednak jakoś pożegnać się muszę..dobra zostaję do jutra, a rano wskoczę i popływam ostatni raz..;) Wieczorem wspólny grill przy piwkach ze wspomnianym małżeństwem. Jak będę w przyszłości jechał do siostry do Wawy, to już mam załatwiony przystanek i nockę prawie na półmetku;)

z rana po świeże bułeczki



Klimkówka jeszcze o poranku..


Klimkówka kilka godzin później..


pole namiotowe czy parking?
Dystans3.00 km Czas00:10 Vśrednia18.00 km/h
Dzień II (Klimkówka)
Co tu pisać...odpoczynek i istna sielanka;) Jedynie rundka na wieś do sklepu. Temperatura 30stopni...na polu namiotowym z 5 aut.. W sumie jezioro tylko dla mnie. Kapięl, kąpiel, kąpiel..zakochałem się;)

czy przy takiej lokalizacji, miałbym się gdzieś ruszyć?


śniadanie


Klimkówka



na wzmocnienie;)


trasa do sklepu


niesamowite..sobota, upał a tu nie ma ludzi..


gość w dom



wieczorne planowanie trasy na kolejne dni
Dystans93.00 km Czas06:00 Vśrednia15.50 km/h
Dzień I ( Jaworzno - Klimkówka )
Wyprawę czas zacząć! Za cel miałem wyznaczone tylko początkowe jezioro. Całą resztę miałem wymyślać na bieżąco z mapami i przewodnikami w ręce;) Zamierzałem całkowicie się wymęczyć a przy okazji duchowo wypocząć:)
Z samego rana kilka km do Szczakowej na pociąg do Tarnowa. Spóźniony tylko o 35min;) W rowerowym rozwalona grupka 8 wczasowiczów znad morza, ale przynajmniej rower udało mi się zawiesić. Aż do samego Brzeska nie usiadłem, więc 3h na nogach..Wysiadka w Tarnowie i tam rundka 1,5h po mieście, rynku itd..odświeżenie miasta po przygodach sprzed kilku lat;) Dalej już miałem cisnąć aż do celu, czyli wsi Klimkówka. Nie spodziewałem się, że już wtedy górki dadzą mi tak popalić;) Upał, do tego obciążenie i już wiedziałem, że to będzie dobry urlop;) Wzniesienia były niesamowite..zapakowany po uszy, po 3,5h snu walczyłem na siodle jakieś pierwsze 3,5h.. Co warte uwagi.. W pewnym momencie na 20minut złapał mnie deszcz. Były to ostatnie krople, jakie na mnie spadły przez następny tydzień!:) Ostatnie 2h przy górkach już na nogach.. Po drodze mnóstwo remontów nawierzchni i objazdów. Warto jednak było walczyć ze sobą.. Jezioro okazało się niesamowite.. Na pole namiotowe dotarłem przed 19..właścicieli już nie było, jednak oczywiście się rozbiłem. To był kolejny test, bo rozbijałem się pierwszy raz w życiu. Z mini instrukcją kwadrans to dobry czas. Rower schowałem do środka, bo nie zdążyłem rozpoznać terenów i obyczajów.. Następnie zimny prysznic z lodowatą wodą..po całym dniu upałów i kurzu z drogi, dziękowałem i za to;) Już po zmroku czas przetestować palnik i kartusz..pierwsza ugotowana potrawa oczywiście smakowała wyjątkowo..po takim dniu pozostał tylko sen;)

w oczekiwaniu na pociąg..oraz wstające słońce




tarnowski rynek


droga cały czas mniej więcej wyglądała tak..




najczęściej spotykany pojazd podczas tego wyjazdu..


pierwszy przystanek..


zdjęcie wykonane po 30minutowym pchaniu roweru;)


góry coraz większe..



mój cel..


wreszcie w domu;)