Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:833.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:43:00
Średnia prędkość:17.26 km/h
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:83.30 km i 4h 46m
Więcej statystyk
Dystans91.00 km
Teren z ekipą:)
Kategoria 2) 50-100 km
To było tak dawno, że nie wiem co pisać..
Zebrało się 10 chłopa, Nedvet pokazał nam jak zajebisty mamy teren w okolicach;)
Tempo było naprawdę godne, niektóre górki solidne i szczerze można powiedzieć, że daliśmy po dupach;)

Kilka fotek..






Zaopatrzenie Janusza;p


Więcej informacji w poniższych wpisach! Szczególnie polecam mocne foty Vana;)

Relacja Funio
Relacja Janusza
Relacja Murthago
Relacja Vana
Dystans65.00 km Czas05:00 Vśrednia13.00 km/h
Leśny Dwór
Kategoria 2) 50-100 km
Symboliczny wypad z koleżanką po Bukownie..

Leśny Dwór



Po drodze


Mając w perspektywie powrót m.in. nudną 8km prostą Bukowską, odpowiednio się zaopatrzyłem;)

Co 1km, 1cukierek:)
Dystans55.00 km Czas03:00 Vśrednia18.33 km/h
Kotlinka Kłodzka
Kategoria 2) 50-100 km
Po wyprawie korzystając z pozostałego dnia urlopu wybrałem się w Kotlinę Kłodzką, gdzie akurat wypoczywała moja siostra ze swoja rodzinką.


Nad ranem zameldowałem się w Polanicy Zdrój i jeszcze przed południem ruszyłem na rower w Góry Stołowe..


Upał tego dnia był nie do zniesienia..Górki nawet tak nie dawały w kość, wyprawa zrobiła swoje..

Pobyczyłem się na łące i ruszyłem na główny punkt tej okolicy, czyli Szczeliniec.


Akurat tego dnia odbywały się tam też ćwiczenia..


Na Szczeliniec wjechać się oczywiście nie da. Wiki-Na szczyt prowadzi kręty szlak składający się z 665 schodów ułożonych w 1814 przez Franza Pabla, sołtysa pobliskiego Karłowa.

Nie chcąc zostawiać orła samego, wziąłem go ze sobą:)



Widoki ze szczytu..



Warto było! Każdemu polecam te okolice!

Pod schroniskiem pogadałem ze studentem z Tychów, który polecił mi fajną drogę powrotną do samej Polanicy cały czas przez las.. Super! Ominę sobie te 100-skrętne wąskie drogi dookoła;)

Niestety, całodzienny upał spowodował takie oberwanie chmury i gradobicie, jakiego jeszcze nie doświadczyłem;) Pech chciał,że akurat byłem pośrodku tego lasu mając jeszcze jakieś 12 km do hotelu:)
Dopóki było coś widać, to jechałem na wariata bo burza w środku nieznanego lasu to niezbyt fajna sprawa.. Grad tak walił, że w pewnym momencie bałem się, że pokaleczy mi głowę. Jak już nic nie było widać to zatrzymałem się pod jakąś sosenką i trochę przeczekałem. Później ruszyłem i tak do samej Polanicy dojechałem w strugach deszczu.. Ale to nic, warto było!;)
Dystans111.00 km Czas05:00 Vśrednia22.20 km/h
Dzień 14 / Rabka Zdrój - Jaworzno
Przy bacówce..


W tym ostatnim dniu zanotowaliśmy niestandardowe śniadanie:)


Na górki mogliśmy już tylko popatrzyć..najlepsze za nami:)



Okolice Kozińca obok Wadowic..


Droga powrotna minęła nam ekspresowo. Na koniec wybraliśmy trasę przez Babice a później Libiąż.

W domu jeszcze przed zmrokiem..o tej satysfakcji nawet pisać nie muszę..
Dystans101.00 km Czas05:00 Vśrednia20.20 km/h
Dzień 13 / Likavka (SK) - Rabka Zdrój
Chcieliśmy wyskoczyć z samego rana, jednak to gospodarze nas zaskoczyli i dość wcześnie wyjechali do pracy zostawiając nam całe gospodarstwo:)



Tego dnia, niebo ani na chwilę się nie rozjaśniło..
Po drodze




Nie chce mi się szukać. Kto wie, co to za zamek?



Coraz bliżej PL..



Satysfakcja niesamowita;)


Także w PL przywitała nas kiepska pogoda..chociaż nie spadła ani kropelka;)



Mnie przywitało jeszcze coś innego, w Rabce złapałem kolejnego snejka..


Zaczynało się robić ciemniej, a że akurat 50metrów dalej była bacówka, postanowiliśmy się właśnie tutaj rozbić..
Przywita
Dystans80.00 km Czas05:00 Vśrednia16.00 km/h
Dzień 12 / Zolna (SK) - Likavka (SK)
Po raz kolejny zapowiadał się upalny dzień, więc od razu poszło kolejne pranie..



Dość szybko dojechaliśmy do Banskiej..



W tym momencie niestety zostały nam do wyboru tylko same ekspresówki. Nie ma wyjścia, jedziemy:)

Tuż za miastem pierwsza kontrola Policji.


Zatrzymuje nas jakiś łysol..każdy z nas już ma te stracone Euro przed oczami.. A tutaj gość wyskakuje z tekstem "Panocki, ja rozumiem ze upalno ale hełmy na hlovy" :)) Kolejny szok:) Wszyscy zgodnie założyliśmy kaski i w długą. To był pierwszy raz, kiedy w ogóle pomyśleliśmy żeby je w końcu założyć;)

Czekała nas niestety kiepska droga..same górskie podjazdy i mnóstwo ciężarówek. Momentami nie było pobocza, ciężarówki lewo co wjeżdżały a jeszcze my wszystkim przeszkadzaliśmy:)






Po upalnym dniu zanosiło się niestety na typową burzę..


Na szybko przejechaliśmy Ruzomberok..


i zatrzymaliśmy się tuż za nim w miejscowości Likavka. W drugim podejściu udało się nam rozbić na ogródku gospodarza. Zaledwie 5min później przyszła spodziewana ulewa;)
Dystans75.00 km Czas05:00 Vśrednia15.00 km/h
Dzień 11 / Sklabina (SK) - Zolna (SK)
Tego dnia mieliśmy pierwszy raz stawić czoła poważniejszym podjazdom..
Tutaj ostatnie płaskie chwile..



Po drodze..


Zaczyna się:)



Niestety kolejny raz przegraliśmy z zaopatrzeniem w wodę. Żadnych sklepów, same podjazdy, my coraz bardziej zmęczeni i coraz mniej wody.. Każdy z nas jechał na oparach. Na nasze szczęście na którymś ze szczytów ukazały się jakieś domy. W pierwszym z nich poprosiliśmy Panią o napełnienie butelek. Po minucie jednak przyszedł Pan koszem pełnym jabłek i gruszek;)
Miód na nasze serca..


Słowacki krajobraz


Powoli robiło się szarawo, więc rozglądaliśmy się za miejscówką na nocleg.
Kolejny raz udało się zatrzymać tuż przy czystej górskiej wodzie:)
Dystans82.00 km Czas05:00 Vśrednia16.40 km/h
Dzień 10 / Szodliget (H) - Sklabina (SK)
Widok na miejscówkę z rana, wzrok przechodniów bezcenny;) W tym dniu szykował się kolejny upał..


Kolejne typowe obrazki z Węgier..


Pani ze sklepu;)


i poszła sobie..;)


Pierwszy poważny podjazd pod Keszek okazał się naprawdę ciekawy;)


Po drodze..


Zbiornik przy jakimś hotelu, niestety zakaz kąpieli..


Powoli w oddali widać było czekające na nas słowackie Tatry;)


Przekroczyliśmy granicę tuż przed zmrokiem. Na samej granicy podjechał do nas węgierski rowerzysta,który przeprowadził nas na drugą stronę cały czas coś opowiadając.. Nie pytajcie jednak co:)) Już po słowackiej stronie zapytaliśmy w ojczystym języku o kolejną wodę na mapie..:)
Miał to być zalew Sklabina. Na miejscu spytaliśmy jeszcze chłopaka naprawiającego samochód, ten jednak od razu nas zmartwił.."Woda? Jaka woda? Aaaa nasz rybnik!:)" Więc z kąpieli nici. Super jednak było wreszcie sobie z kimś porozmawiać, Słowacy rozumieją nas idealnie:)
Dojechaliśmy już prawie w ciemnościach. Woda faktycznie nie nadawała się nawet do wymycia rąk:)

Dystans100.00 km Czas05:00 Vśrednia20.00 km/h
Dzień 9 / Valence (H) - Budapest - Szodliget (H)
Pole namiotowe to przede wszystkim kolejna okazja na spokojne pranie;)


Przy drodze do Budapesztu trafiliśmy na ciekawy targ, gdzie kupcy wymieniali się kurami, kaczkami itp:)


Gdzieś tam jest stolica..


Jechaliśmy cały czas dość nieciekawą drogą krajową nr 7.
Jeden pan (typowy arab) próbował nam to wyperswadować, polecał nam chyba równoległą drogę leśną ale woleliśmy nie tracić czasu;)

Nauczeni doświadczeniem Wiednia i Bratysławy, do Budapesztu dojeżdżamy bardzo szybko.



Przejeżdżamy tylko wzdłuż Dunaju i jeszcze wyjeżdżamy o normalnej porze. Sam wyjazd z centrum zajął nam grubo ponad godzinę, niestety kiepskimi drogami rowerowymi.

Ścieżka w kierunku Vac..

Za miastem, cały czas jechaliśmy wzdłuż Dunaju. Chcieliśmy zatrzymać się niedaleko Vac, gdzie na naszej mapie był jakiś namiocik ;) Niestety po raz kolejny zjechaliśmy na lokalne ścieżki rowerowe i się zgubiliśmy;)
Wylądowaliśmy w mieście przed Vac, Szodliget. Miasteczko przypominało Austrię. Świetne uliczki, mnóstwo szeregowych domków. Nic nie zgadzało się z mapą, była już bodajże 23 wieczorem a my na środku skrzyżowania w czarnej dupie;) Zamiast szukać noclegu, to na spokojnie strzeliliśmy po piwku. Każdy z nas czuł luz, że wszystkie większe miasta a co za tym idzie zamieszanie..już za nami;) Artur zagadał z jakąś panią czy nie możemy u niej rozbić namiotów, ale ta poleciła nam stare już opuszczone pole namiotowe na początku miasteczka. Pojechaliśmy zatem;) Okazało się, że przy jakimś skromnym stadionie faktycznie jest dużo wolnego miejsca..pełno miejscówek na ogniska itd. Długo się nie zastanawialiśmy rozbiliśmy namiot w sumie jakieś 100m od drogi:)
Dystans73.00 km Czas05:00 Vśrednia14.60 km/h
Dzień 8 / BalatonMadi (H) - Valence (H)
Rano korzystamy z kolejnej ciepłej kąpieli i żegnamy się z Balatonem. Dzień wstawał niestety bardzo powoli, więc wszystko wyglądało jak jedno wielkie rozlane mleko...


Tylko nasze flagi nadawały kolorytu;)


Kierowaliśmy się na Szekesfehervar, droga jak i całe Węgry..nudna;)



Na jednej ze stacji posmakowaliśmy jakiegoś dziwactwa, niby to hot-dog a w słodkiej bułce;)


Szekescoś tam coś tam udało się skutecznie ominąć, jednak znowu mieliśmy kiepski czas i musieliśmy rozglądać się za noclegiem. Kolejny raz szukaliśmy na mapie jakiejś wody;) Dość blisko znajdowało się jezioro Valence. Pod sklepem zaciekawiliśmy jakiegoś miejscowego, który wskazał nam miejscówkę na nocleg na polu namiotowym (oczywiście mówił po angielsku:)

Udało się dojechać jeszcze przed zmrokiem..


Na miejscu jakaś kolonia węgierskich nastolatków..śpiewali, gwizdali, darli się do samego rana..my przy namiocie na ognisku też co nieco na nich śpiewaliśmy..ale koniec końców, nikt nikogo nie zrozumiał:D