Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2015

Dystans całkowity:794.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:30:13
Średnia prędkość:23.43 km/h
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:198.50 km i 15h 06m
Więcej statystyk
Kolejna decyzja..
Na ostatnim ultramaratonie potwierdziło się, że Focus jednak jest na mnie zbyt mały. Rama 57-58cm na krok 90cm to na dłuższą metę i dłuższe dystanse mało komfortowe rozwiązanie.
Chcąc nie tracić zbyt wiele, zdecydowałem się go puścić już w tym sezonie żeby jak najwięcej i najszybciej uzbierać na coś nowego.Focusik przez swój osprzęt, stan jak i malowanie cieszył się niemałym zainteresowaniem i już od wczoraj śmiga po Bielsku-Białej.
To bez wątpienia jednak był mój najlepszy rower jaki kiedykolwiek miałem. Niby tylko 3,5tys km ale nawet ani razu się nie zająknął.Naprawdę zrobiło mi się pusto w środku jak odjeżdżał. Jednak życie to sztuka wyborów. Do zobaczenia gdzieś na trasie..
Dystans79.00 km Czas03:09 Vśrednia25.08 km/h
SprzętStaiger Uczestnicy
Mocniej w ekipie
Kategoria 2) 50-100 km
Można powiedzieć, spotkanie po latach:) Udało się wreszcie ustawić z Januszem i Nedvetem na symboliczną pętlę po Małopolskich chopkach. Ociężały Staiger to jednak nie szoska, wreszcie poczułem jednak nogi i to było najpiękniejsze.

Nowy kapitalny skrót z Olkusza ;)

Nedvet odpoczywa;)

Dystans30.00 km
SprzętStaiger
Niedzielnie
Kategoria 1) 0-50 km
Krótka pętla z Anią na stadninę i z powrotem.
Dystans56.00 km
SprzętStaiger
Powrót do korzeni..
Kategoria 2) 50-100 km
Symboliczna pętla na Siersze, później Myślachowice, Trzebinia i powrót przez Luszowice.
Powrót z szoski na Staigera okazał się zabójczy, ciężko jak cholera nawet mimo nowych slicków.
Jedyna różnica na plus to niesamowity komfort, jednak chwilami brakuje baranka ;)




Dystans629.00 km Czas27:04 Vśrednia23.24 km/h
Pierścień Tysiąca Jezior 2015

Cel nr 1 na ten rok - zrealizowany! ;)
Pierścień Tysiąca Jezior czyli 610km i 4km w pionie w limicie 40h.

Przed:


Po:

Przebieg roczny w tym roku woła o pomstę do nieba i już w bazie w Lubominie widząc niektórych (Wilk, Kot, Remek czy znani wyjadacze z forum podrozyrowerowych itd) zastanawiałem się na co się pisze. W dodatku na każdym kroku zapowiadali najgorętszy weekend w tym roku. Ale jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć B ;) Ruszam o 8:30 z ostrego, po drodze czekam z jednym kolarzem z KTC Krosno na kolejną grupę, gdzie miał jechać mój ziom Olek z drużyny ING. Jedziemy jego mocną grupą przez 2 pkt kontrolne (Reszel 88, Sztynort 137), bez większych przygód. Cały czas jednak zdawałem sobie sprawę, że to nie jest moje tempo i daleko mi do jazdy w tlenie. I to się niestety potwierdziło. Powoli zaczynałem się grzać, w jednym bidonie izotonik a w drugim woda do picia. Temperatura na liczniku min 35 stopni a ja nie miałem więcej wody, którą mógłbym schładzać głowę. Gwoździem do trumny był fakt, że nie zatrzymaliśmy się w jedynym sklepie w obrębie 20km. Zamiast się oderwać i zatrzymać na zakupy to ciągnąłem za nimi. Błąd, błąd, błąd. Tym samym, po jakiejś chwili przegrzałem się zupełnie. Na chyba ok 190km odcięcie totalne. Na szczęście pojawił się jakiś sklep, gdzie schładzała się kolejna grupka (m.in Marecky, który słysząc mój przebieg roczny dziwił się co ja tutaj robię;) Półprzytomny ledwo co wypiłem jogurt pitny i nadgryzłem snickersa. Wszyscy pojechali, ja odpuściłem i leżałem w cieniu. Nagle dojeżdża do mnie Arek - Wąski, który też zatrzymuje się na pit stopie. Nie przyjmowałem za dużo jedzenia, zastanawiałem się nawet nad zakończeniem. Jednak Arek skutecznie mnie od tego powstrzymał, za co jeszcze raz wielkie dzięki!. Wypiliśmy coś i ruszyliśmy dalej, bo za kilkanaście km miał być kolejny 3 pkt kontrolny (Gołdap 203). Tutaj okazało się, że moja grupa wyjechała 1min przed nami. Rozwaliliśmy się na trawie w cieniu. Arek wpadł na pomysł, że na nogi postawić nas może tylko dobre jadło i zakupił wielkie kiełbasy z bułkami. To było jak nowe życie. Po tym ruszyliśmy już na spokojnie, rozgrzewałem się z kilometra na kilometr a później zapomniałem, że miałem kryzys. W sumie ruszyliśmy z Arkiem na 190 i wjechaliśmy razem na metę zachowując jeszcze bodajże 2-3h limitu 40h. Po drodze oczywiście dużo małych przerw, głównie ze względu na słońce i wykańczające wybijające z rytmu wzniesienia. Zaliczamy wszystkie punkty kontrolne, spóźniamy się 4 min tylko na Sejny 294km ale to i tak jak się okazało była prowizorka. Po drodze spaliśmy w Augustowie 30minut i raz kwadrans na jakimś przystanku. W niedzielę wypiłem już hektolitry wody, a drugie tyle wylałem na głowę. Co tu więcej pisać. Trasy tyle, że możnaby napisać małą książkę;) Najważniejsze żniwo-doświadczenie zebrane;) Nauczka na przyszłość, na dłuższą metę nie jechać nie swoim tempem i zawsze mieć gruby zapas wody. Już nie mówię o przebiegu rocznym, bo z pustego..
Jeśli chodzi o organizację i atmosferę maratonu to wg mnie było kapitalnie.
Wielki plus dla Roberta i wszystkich, którzy się do tego przyczynili.

PS: Aha..Gustav, oj mocno ździwiłbyś się jakie te Mazury są płaskie. Powiem więcej, można śmiało dyskutować czy czasem nasze Beskidy z podjazdami i długimi zjazdami nie są bardziej przystępne:)