Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2013
Dystans całkowity: | 1384.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 75:19 |
Średnia prędkość: | 17.49 km/h |
Suma podjazdów: | 10995 m |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 92.27 km i 5h 22m |
Więcej statystyk |
Dystans90.00 km Czas06:10 Vśrednia14.59 km/h Podjazdy1755 m
SprzętSrebrny Orzeł Uczestnicy
Szwajcaria - dzień 1
Najpierw jednak jeszcze trochę o poprzednium dniu..
Szczerze to 17h podróż 7 niemieckimi pociągami była prawdziwą męką. Praktycznie przy każdej przesiadce,musieliśmy demontować i montować sakwy..a później jeszcze je lokować w odpowiednich miejscach w pociągu. Byliśmy niesamowicie nakręceni wyprawą, a tutaj nic nie mogliśmy zrobić..tylko wpatrywać się w nieciekawe niemiecki krajobrazy..i nadsłuchiwać czy to już nie czas na kolejną przesiadkę..:) Do Basel dotarliśmy ok 23 wieczorem. Chcąc przynajmniej w pigułce zwiedzić i wyjechać za miasto, musieliśmy 'stracić' przynajmniej 1-2h. Tyle dobrze, że miasto o tej porze puste i tylko dla nas:) Specjalnie mnie jednak nie oczarowało.. Była już 1 w nocy a Basel i miasteczka tuż za nim ciągnęły się niesamowicie. Zdecydowaliśmy się na rozbicie na dziko za mieściną Battwil - w sadzie czereśni:)
Ze względu na zmęczenie obudziliśmy się dość późno i wyruszyliśmy dalej ok 11.
Pierwsze dni miały być dla nas fajną rozgrzewką przed Alpami. Okazało się jednak, że to właśnie od razu 1 dnia musieliśmy pokonać najwięcej przewyższeń z całej wyprawy:)
Jechaliśmy raz stroną francuską, raz szwajcarską. Jura okazała się niesamowitym miejscem. Zamiast oficjalnych dróg wybraliśmy trasy krajobrazowymi szlakami rowerowymi. Z jednej strony od razu trafiliśmy na niezłe serpentyny i przełęcze ale sielski francuski klimat wszystko wynagradzał. Od 1 dnia towarzyszył nam upał. W związku z tym, woda szła niesamowicie. Magda miała przygotowane rozmówki po niemiecku z prośbą do gospodarzy o napełnienie bidonów. Po drodze wszyscy na blache wykuliśmy zwroty..ale na nic się to zdało:) Cała zachodnia Szwajcaria jak i oczywiście Francja..ani słowa po niemiecku:)
Oczywiście jakoś się jednak dogadywaliśmy i przez cały wyjazd ani razu nie musieliśmy kupować wody:) Co więcej, sklepy we francuskich i przygranicznych wioskach jeśli już były..to otwarte od 8 do 10:)
Pierwszy dzień krótki, ale naprawdę intensywny. Podświadomość nastawiona była na lajtową rozgrzewkę..natomiast przewyższenia od razu dały mocny wycisk nogom. Ok 90km zaczęliśmy szukać noclegu..niestety chyba zbyt późno, bo nikogo nie było przy domach. Szwajcarzy bardzo szybko chodzą spać, o czym później nie raz się przekonaliśmy. Jak już ktoś się pokazał..można było próbować tylko po francusku:) We wiosce Mountfaucon nagle zatrzymuje nas brodaty starszy gościu. Wymachuje rękoma, cieszy się i coś tam gada po francusko-niemiecko-angielsku. Okazało się, że jakieś kilkanaście km temu mijał nas, gdy jechał autostopem. Co ciekawe..przy sobie miał jakieś 2-3 torby..i hulajnogę;) Po chwili już normalnie rozmawialiśmy po angielsku, a gościu co raz intonował coś po..polsku:) Okazało się, że jest Duńczykiem i śmiga sobie po świecie..pewnie z tą hulajnogą:) Henning, bo tak się nazywał, próbował załatwić nam nocleg w pobliskiej serownii..niestety gospodarz pewnie już spał. Wymieniliśmy się więc adresami na FB, dał nam nawet namiary na nocleg u jego przyjaciół w okolicach Genewy i się pożegnaliśmy. Robiło się coraz ciemniej, więc rozbiliśmy się w tej samej mieścinie jakieś 30m obok głównej drogi na łące. Makaron na wzmocnienie, szybka kąpiel i spanie, bo jutro chcieliśmy wstać już o normalnej wczesnej porze:)
Kilka zdjęć
Typowy obrazek z niemieckiego dworca..
Poranek w sadzie
Jura..
Wspomniany Henning:)
Szczerze to 17h podróż 7 niemieckimi pociągami była prawdziwą męką. Praktycznie przy każdej przesiadce,musieliśmy demontować i montować sakwy..a później jeszcze je lokować w odpowiednich miejscach w pociągu. Byliśmy niesamowicie nakręceni wyprawą, a tutaj nic nie mogliśmy zrobić..tylko wpatrywać się w nieciekawe niemiecki krajobrazy..i nadsłuchiwać czy to już nie czas na kolejną przesiadkę..:) Do Basel dotarliśmy ok 23 wieczorem. Chcąc przynajmniej w pigułce zwiedzić i wyjechać za miasto, musieliśmy 'stracić' przynajmniej 1-2h. Tyle dobrze, że miasto o tej porze puste i tylko dla nas:) Specjalnie mnie jednak nie oczarowało.. Była już 1 w nocy a Basel i miasteczka tuż za nim ciągnęły się niesamowicie. Zdecydowaliśmy się na rozbicie na dziko za mieściną Battwil - w sadzie czereśni:)
Ze względu na zmęczenie obudziliśmy się dość późno i wyruszyliśmy dalej ok 11.
Pierwsze dni miały być dla nas fajną rozgrzewką przed Alpami. Okazało się jednak, że to właśnie od razu 1 dnia musieliśmy pokonać najwięcej przewyższeń z całej wyprawy:)
Jechaliśmy raz stroną francuską, raz szwajcarską. Jura okazała się niesamowitym miejscem. Zamiast oficjalnych dróg wybraliśmy trasy krajobrazowymi szlakami rowerowymi. Z jednej strony od razu trafiliśmy na niezłe serpentyny i przełęcze ale sielski francuski klimat wszystko wynagradzał. Od 1 dnia towarzyszył nam upał. W związku z tym, woda szła niesamowicie. Magda miała przygotowane rozmówki po niemiecku z prośbą do gospodarzy o napełnienie bidonów. Po drodze wszyscy na blache wykuliśmy zwroty..ale na nic się to zdało:) Cała zachodnia Szwajcaria jak i oczywiście Francja..ani słowa po niemiecku:)
Oczywiście jakoś się jednak dogadywaliśmy i przez cały wyjazd ani razu nie musieliśmy kupować wody:) Co więcej, sklepy we francuskich i przygranicznych wioskach jeśli już były..to otwarte od 8 do 10:)
Pierwszy dzień krótki, ale naprawdę intensywny. Podświadomość nastawiona była na lajtową rozgrzewkę..natomiast przewyższenia od razu dały mocny wycisk nogom. Ok 90km zaczęliśmy szukać noclegu..niestety chyba zbyt późno, bo nikogo nie było przy domach. Szwajcarzy bardzo szybko chodzą spać, o czym później nie raz się przekonaliśmy. Jak już ktoś się pokazał..można było próbować tylko po francusku:) We wiosce Mountfaucon nagle zatrzymuje nas brodaty starszy gościu. Wymachuje rękoma, cieszy się i coś tam gada po francusko-niemiecko-angielsku. Okazało się, że jakieś kilkanaście km temu mijał nas, gdy jechał autostopem. Co ciekawe..przy sobie miał jakieś 2-3 torby..i hulajnogę;) Po chwili już normalnie rozmawialiśmy po angielsku, a gościu co raz intonował coś po..polsku:) Okazało się, że jest Duńczykiem i śmiga sobie po świecie..pewnie z tą hulajnogą:) Henning, bo tak się nazywał, próbował załatwić nam nocleg w pobliskiej serownii..niestety gospodarz pewnie już spał. Wymieniliśmy się więc adresami na FB, dał nam nawet namiary na nocleg u jego przyjaciół w okolicach Genewy i się pożegnaliśmy. Robiło się coraz ciemniej, więc rozbiliśmy się w tej samej mieścinie jakieś 30m obok głównej drogi na łące. Makaron na wzmocnienie, szybka kąpiel i spanie, bo jutro chcieliśmy wstać już o normalnej wczesnej porze:)
Kilka zdjęć
Typowy obrazek z niemieckiego dworca..
Poranek w sadzie
Jura..
Wspomniany Henning:)
Dystans67.00 km
SprzętSrebrny Orzeł
Szwajcaria - dojazdy
Łączny wpis wszystkich dojazdów na i z wyprawy:)
W sobotę 13 lipca Podwale - Szczakowa PKP a następnie już nocą po Zgorzelcu.
W niedzielę 14 lipca po Gorlitz.
Powrót 27 lipca z Friedrichshafen do Zgorzelca.
Ostatni dzień 28 lipca czyli 9km ze Szczakowej na domu.
Najgorsza część wyprawy przede mną...relacja:/ Ale trzeba to mieć za sobą:)
Kilka zdjęć z niemieckiej części..
W sobotę 13 lipca Podwale - Szczakowa PKP a następnie już nocą po Zgorzelcu.
W niedzielę 14 lipca po Gorlitz.
Powrót 27 lipca z Friedrichshafen do Zgorzelca.
Ostatni dzień 28 lipca czyli 9km ze Szczakowej na domu.
Najgorsza część wyprawy przede mną...relacja:/ Ale trzeba to mieć za sobą:)
Kilka zdjęć z niemieckiej części..
! Szwajcaria 2013 !
Z góry przepraszam, że ostatnio byłem 'niewidoczny' na BS i zaniedbałem Wasze blogi..ale to wszystko spowodowane przygotowaniami.
Tak tak..oto nastał ten dzień..wreszcie kolejna godna wycieczka!:)
Jutro ruszamy z Kovalem oraz mdudi na dwutygodniową wyprawę po ojczyźnie serów, czekolady, banków, win czy zegarków:)
Pełna trasa tutaj:
Auf Wiedersehen !:)
Tak tak..oto nastał ten dzień..wreszcie kolejna godna wycieczka!:)
Jutro ruszamy z Kovalem oraz mdudi na dwutygodniową wyprawę po ojczyźnie serów, czekolady, banków, win czy zegarków:)
Pełna trasa tutaj:
Auf Wiedersehen !:)
Dystans83.00 km Czas04:00 Vśrednia20.75 km/h
SprzętSrebrny Orzeł
Relaks nad wodą
Po obiedzie umówiłem się z koleżanką na symboliczny wypad nad wodę.
Miało być Bukowno ale tam dzisiaj setki ludzi, wszyscy rzucili się na nowootwarty odkryty basen:
Wczoraj Jacobsen twierdził, że w Żuradzie podobno jest jakieś źródełko. Twierdziłem, że nie ma bata-przecież byłem tam xx razy. I już bym kur.. nie miał ręki:D Po instrukcjach miejscowego najpierw czerwonym, później czarnym i na końcu zielonym szlakiem dotarliśmy na miejsce tzw: "Nad źródłem":
Podobno właśnie tutaj zaczyna się cała nasza ulubiona Sztoła..
Następnie pojechaliśmy w kierunku Boru, ale na słynnej rurze pełno samochodów..Wybraliśmy więc drugą stronę ulicy i zajebistą lodowatą i czystą jak szkło rzeczkę z piaskownii:)
Niespodziewany gość..
Miało być Bukowno ale tam dzisiaj setki ludzi, wszyscy rzucili się na nowootwarty odkryty basen:
Wczoraj Jacobsen twierdził, że w Żuradzie podobno jest jakieś źródełko. Twierdziłem, że nie ma bata-przecież byłem tam xx razy. I już bym kur.. nie miał ręki:D Po instrukcjach miejscowego najpierw czerwonym, później czarnym i na końcu zielonym szlakiem dotarliśmy na miejsce tzw: "Nad źródłem":
Podobno właśnie tutaj zaczyna się cała nasza ulubiona Sztoła..
Następnie pojechaliśmy w kierunku Boru, ale na słynnej rurze pełno samochodów..Wybraliśmy więc drugą stronę ulicy i zajebistą lodowatą i czystą jak szkło rzeczkę z piaskownii:)
Niespodziewany gość..
Dystans46.00 km Czas02:40 Vśrednia17.25 km/h
SprzętSrebrny Orzeł
Ostatnia prosta Nedveta..:)
Pożegnanie jednego z nas w tej ostatniej samotnej drodze;) No cóż Przemek..Jeszcze raz wszystkiego najlepszego:)
Tyle dobrze, że rower daje najlepsze poczucie wolności. Od teraz Nedvet powinien więc jeździć z nami coraz częściej:D
Wszystko przygotowane..
Okoliczne sępy:)
Cwaniak przygotował swoją pompę i 5 barów zrobił po kilku sek:)
Po robocie rozdaje jakieś izotoniki..
Ekipa (Nemo musiał się ruszyć:)
Po całej ceremonii wybraliśmy się do Bukowna na słynne tam lody, a później trochę tego było..najpierw ognisko i Leśny Dwór, później piaskownia a skończyliśmy mocno po 22 na Podwalu:)
Nowy plecaczek Janusza
Janusz prezentuje swoje umiejętności bokserskie:)
Najlepszy punkt wyprawy
Pizza na dowóz do piaskownii? Tylko w Bukownie!:)
Tyle dobrze, że rower daje najlepsze poczucie wolności. Od teraz Nedvet powinien więc jeździć z nami coraz częściej:D
Wszystko przygotowane..
Okoliczne sępy:)
Cwaniak przygotował swoją pompę i 5 barów zrobił po kilku sek:)
Po robocie rozdaje jakieś izotoniki..
Ekipa (Nemo musiał się ruszyć:)
Po całej ceremonii wybraliśmy się do Bukowna na słynne tam lody, a później trochę tego było..najpierw ognisko i Leśny Dwór, później piaskownia a skończyliśmy mocno po 22 na Podwalu:)
Nowy plecaczek Janusza
Janusz prezentuje swoje umiejętności bokserskie:)
Najlepszy punkt wyprawy
Pizza na dowóz do piaskownii? Tylko w Bukownie!:)
Dystans25.00 km Czas01:00 Vśrednia25.00 km/h
SprzętŻółta Niunia:)
Na szybko..
Zaległy wpis..Po upalnym dniu wieczorem obudziłem się, że możnaby coś pokręcić w nocy.. Napisałem do Vana i ruszyłem w kierunku Jelenia. Niestety po 10min sprincie z "E" kompletnie się wyprułem. Wróciłem na Gigant, gdzie w Nikosie już czekali Łukasz z Arturem. Van oddzwonił, że wyruszyli już dużo wcześniej i właśnie świętują w piwnicy wycieczkę z Januszem:) tyle!