Wpisy archiwalne w kategorii
2) 50-100 km
Dystans całkowity: | 7499.70 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 293:38 |
Średnia prędkość: | 19.78 km/h |
Suma podjazdów: | 4975 m |
Liczba aktywności: | 99 |
Średnio na aktywność: | 75.75 km i 3h 58m |
Więcej statystyk |
Dystans90.00 km Czas05:56 Vśrednia15.17 km/h Podjazdy1309 m
SprzętSrebrny Orzeł
Szwajcaria - dzień 9
Rano długo nie zwlekaliśmy i ruszyliśmy przed siebie. Standardowo, zakupy w pierwszym lepszym mieście w najtańszym z marketów COOP i śniadanie na rynku we Flums:) Następnie czekała nas kolejna krajobrazowa trasa szlakami do samego Chur. W Bad Ragaz spotykamy piłkarzy niemieckiego Wolfsburga, którzy są tam na zgrupowaniu. Co ciekawe, w przeszłości bywała tam nasza reprezentacja, jak i Angole czy Włosi:) W Chur zasięgamy informacji turystycznej, czy na pewno rowerami przejedziemy przez zbliżające się górskie tunele. Zaznaczę bowiem, że kolejny raz robimy pętle i wjeżdżamy ponownie w Alpy:) Niestety nikt jednoznacznie tego nie nakreślił:) Co tam..Mamy kilka dni zapasu, jedziemy w kanton Graubunden czyli..krainę gryzoni:) Tuż za Chur prawdziwa masakra. Kolejny raz zaskoczona podświadomość, bo nagle z podziemi wyskoczył prawie 18km niezły podjazd. Wymęczyłem się na nim 3x bardziej niż na sławetną Furkę:) Ale teraz..pojechałbym tam drugi raz;) Chcieliśmy znowu Alp, to mamy:) Później oczywiście standardowy zjazd serpentynami i rozbijamy się na szybko dość późno przy drodze za małym laskiem przy polu paintballowym:)
Z cyklu 'widok z namiotu'. To coś obudziło mnie w nocy niezliczoną ilość razy. Mieli tam chyba 3 rodzaje dzwonów i dawali o sobie znać co 30minut:)
Szlak z samego rana..
Kovval cały dzień miał mocno do myślenia..:)
Taki sobie szlak..:)
Źródełka, które całe 2 tyg ratowały nam życie..
Z cyklu 'widok z namiotu'. To coś obudziło mnie w nocy niezliczoną ilość razy. Mieli tam chyba 3 rodzaje dzwonów i dawali o sobie znać co 30minut:)
Szlak z samego rana..
Kovval cały dzień miał mocno do myślenia..:)
Taki sobie szlak..:)
Źródełka, które całe 2 tyg ratowały nam życie..
Dystans96.00 km Czas06:00 Vśrednia16.00 km/h Podjazdy1521 m
SprzętSrebrny Orzeł
Szwajcaria - dzień 6
Dzień zaczynamy od śniadania na przyczepie gospodarzy. Drugie śniadanie w pierwszej wsi, gdzie zjadamy z Kovvalem całą babkę cytrynową:) A wszystko to z myślą o głównym celu tego dnia..podjeździe na Furkę. A ten po cichu ciągnął się można powiedzieć, że od kilku miast czyli blisko 40km. Oczywiście, bo jakby inaczej..rozpoczynamy w upale:) Nachylenie podjazdu w sumie bardzo ok. Jednak odbijające słońce od asfaltu potęguje wycieńczenie. Z tego wycieńczenia było tyle śmiechu, co ostatnio na mazurach:) Po drodze spotykamy Hiszpana z Barcelony, który ciśnie przez największe przełęcze. Na Belwederze zauważamy polskie sakwy Crosso. Kolega jechał z Wiednia do Genewy (co ciekawe, użytkownik forum podróżerowerowe.com) Niestety, jak to na wysokościach..troszkę pokropiło. Dojeżdżamy na Furkę, symboliczne zdjęcia i kilkudziesięciu kilometrowy zjazd;) Przednie hamulce od razu do wymiany. Za ten mały sukces w Andermatt decydujemy się na jedyny obiad w restauracji..o porcjach nie wspomnę, musiałem dojadać czym się dało:) Zjeżdżamy dalej i rozbijamy się 'u gospodarza' w Silenen za 3 podejściem. W cudzysłowiu, gdyż pani skierowała nas do jakiegoś składu drewna za domami..ale zawsze to legal:)
W stronę Furki..
Hiszpan z Barcelony
Z Belwederu
Jedziemy dalej..
Voila!
Nocleg
W stronę Furki..
Hiszpan z Barcelony
Z Belwederu
Jedziemy dalej..
Voila!
Nocleg
Dystans90.00 km Czas06:10 Vśrednia14.59 km/h Podjazdy1755 m
SprzętSrebrny Orzeł Uczestnicy
Szwajcaria - dzień 1
Najpierw jednak jeszcze trochę o poprzednium dniu..
Szczerze to 17h podróż 7 niemieckimi pociągami była prawdziwą męką. Praktycznie przy każdej przesiadce,musieliśmy demontować i montować sakwy..a później jeszcze je lokować w odpowiednich miejscach w pociągu. Byliśmy niesamowicie nakręceni wyprawą, a tutaj nic nie mogliśmy zrobić..tylko wpatrywać się w nieciekawe niemiecki krajobrazy..i nadsłuchiwać czy to już nie czas na kolejną przesiadkę..:) Do Basel dotarliśmy ok 23 wieczorem. Chcąc przynajmniej w pigułce zwiedzić i wyjechać za miasto, musieliśmy 'stracić' przynajmniej 1-2h. Tyle dobrze, że miasto o tej porze puste i tylko dla nas:) Specjalnie mnie jednak nie oczarowało.. Była już 1 w nocy a Basel i miasteczka tuż za nim ciągnęły się niesamowicie. Zdecydowaliśmy się na rozbicie na dziko za mieściną Battwil - w sadzie czereśni:)
Ze względu na zmęczenie obudziliśmy się dość późno i wyruszyliśmy dalej ok 11.
Pierwsze dni miały być dla nas fajną rozgrzewką przed Alpami. Okazało się jednak, że to właśnie od razu 1 dnia musieliśmy pokonać najwięcej przewyższeń z całej wyprawy:)
Jechaliśmy raz stroną francuską, raz szwajcarską. Jura okazała się niesamowitym miejscem. Zamiast oficjalnych dróg wybraliśmy trasy krajobrazowymi szlakami rowerowymi. Z jednej strony od razu trafiliśmy na niezłe serpentyny i przełęcze ale sielski francuski klimat wszystko wynagradzał. Od 1 dnia towarzyszył nam upał. W związku z tym, woda szła niesamowicie. Magda miała przygotowane rozmówki po niemiecku z prośbą do gospodarzy o napełnienie bidonów. Po drodze wszyscy na blache wykuliśmy zwroty..ale na nic się to zdało:) Cała zachodnia Szwajcaria jak i oczywiście Francja..ani słowa po niemiecku:)
Oczywiście jakoś się jednak dogadywaliśmy i przez cały wyjazd ani razu nie musieliśmy kupować wody:) Co więcej, sklepy we francuskich i przygranicznych wioskach jeśli już były..to otwarte od 8 do 10:)
Pierwszy dzień krótki, ale naprawdę intensywny. Podświadomość nastawiona była na lajtową rozgrzewkę..natomiast przewyższenia od razu dały mocny wycisk nogom. Ok 90km zaczęliśmy szukać noclegu..niestety chyba zbyt późno, bo nikogo nie było przy domach. Szwajcarzy bardzo szybko chodzą spać, o czym później nie raz się przekonaliśmy. Jak już ktoś się pokazał..można było próbować tylko po francusku:) We wiosce Mountfaucon nagle zatrzymuje nas brodaty starszy gościu. Wymachuje rękoma, cieszy się i coś tam gada po francusko-niemiecko-angielsku. Okazało się, że jakieś kilkanaście km temu mijał nas, gdy jechał autostopem. Co ciekawe..przy sobie miał jakieś 2-3 torby..i hulajnogę;) Po chwili już normalnie rozmawialiśmy po angielsku, a gościu co raz intonował coś po..polsku:) Okazało się, że jest Duńczykiem i śmiga sobie po świecie..pewnie z tą hulajnogą:) Henning, bo tak się nazywał, próbował załatwić nam nocleg w pobliskiej serownii..niestety gospodarz pewnie już spał. Wymieniliśmy się więc adresami na FB, dał nam nawet namiary na nocleg u jego przyjaciół w okolicach Genewy i się pożegnaliśmy. Robiło się coraz ciemniej, więc rozbiliśmy się w tej samej mieścinie jakieś 30m obok głównej drogi na łące. Makaron na wzmocnienie, szybka kąpiel i spanie, bo jutro chcieliśmy wstać już o normalnej wczesnej porze:)
Kilka zdjęć
Typowy obrazek z niemieckiego dworca..
Poranek w sadzie
Jura..
Wspomniany Henning:)
Szczerze to 17h podróż 7 niemieckimi pociągami była prawdziwą męką. Praktycznie przy każdej przesiadce,musieliśmy demontować i montować sakwy..a później jeszcze je lokować w odpowiednich miejscach w pociągu. Byliśmy niesamowicie nakręceni wyprawą, a tutaj nic nie mogliśmy zrobić..tylko wpatrywać się w nieciekawe niemiecki krajobrazy..i nadsłuchiwać czy to już nie czas na kolejną przesiadkę..:) Do Basel dotarliśmy ok 23 wieczorem. Chcąc przynajmniej w pigułce zwiedzić i wyjechać za miasto, musieliśmy 'stracić' przynajmniej 1-2h. Tyle dobrze, że miasto o tej porze puste i tylko dla nas:) Specjalnie mnie jednak nie oczarowało.. Była już 1 w nocy a Basel i miasteczka tuż za nim ciągnęły się niesamowicie. Zdecydowaliśmy się na rozbicie na dziko za mieściną Battwil - w sadzie czereśni:)
Ze względu na zmęczenie obudziliśmy się dość późno i wyruszyliśmy dalej ok 11.
Pierwsze dni miały być dla nas fajną rozgrzewką przed Alpami. Okazało się jednak, że to właśnie od razu 1 dnia musieliśmy pokonać najwięcej przewyższeń z całej wyprawy:)
Jechaliśmy raz stroną francuską, raz szwajcarską. Jura okazała się niesamowitym miejscem. Zamiast oficjalnych dróg wybraliśmy trasy krajobrazowymi szlakami rowerowymi. Z jednej strony od razu trafiliśmy na niezłe serpentyny i przełęcze ale sielski francuski klimat wszystko wynagradzał. Od 1 dnia towarzyszył nam upał. W związku z tym, woda szła niesamowicie. Magda miała przygotowane rozmówki po niemiecku z prośbą do gospodarzy o napełnienie bidonów. Po drodze wszyscy na blache wykuliśmy zwroty..ale na nic się to zdało:) Cała zachodnia Szwajcaria jak i oczywiście Francja..ani słowa po niemiecku:)
Oczywiście jakoś się jednak dogadywaliśmy i przez cały wyjazd ani razu nie musieliśmy kupować wody:) Co więcej, sklepy we francuskich i przygranicznych wioskach jeśli już były..to otwarte od 8 do 10:)
Pierwszy dzień krótki, ale naprawdę intensywny. Podświadomość nastawiona była na lajtową rozgrzewkę..natomiast przewyższenia od razu dały mocny wycisk nogom. Ok 90km zaczęliśmy szukać noclegu..niestety chyba zbyt późno, bo nikogo nie było przy domach. Szwajcarzy bardzo szybko chodzą spać, o czym później nie raz się przekonaliśmy. Jak już ktoś się pokazał..można było próbować tylko po francusku:) We wiosce Mountfaucon nagle zatrzymuje nas brodaty starszy gościu. Wymachuje rękoma, cieszy się i coś tam gada po francusko-niemiecko-angielsku. Okazało się, że jakieś kilkanaście km temu mijał nas, gdy jechał autostopem. Co ciekawe..przy sobie miał jakieś 2-3 torby..i hulajnogę;) Po chwili już normalnie rozmawialiśmy po angielsku, a gościu co raz intonował coś po..polsku:) Okazało się, że jest Duńczykiem i śmiga sobie po świecie..pewnie z tą hulajnogą:) Henning, bo tak się nazywał, próbował załatwić nam nocleg w pobliskiej serownii..niestety gospodarz pewnie już spał. Wymieniliśmy się więc adresami na FB, dał nam nawet namiary na nocleg u jego przyjaciół w okolicach Genewy i się pożegnaliśmy. Robiło się coraz ciemniej, więc rozbiliśmy się w tej samej mieścinie jakieś 30m obok głównej drogi na łące. Makaron na wzmocnienie, szybka kąpiel i spanie, bo jutro chcieliśmy wstać już o normalnej wczesnej porze:)
Kilka zdjęć
Typowy obrazek z niemieckiego dworca..
Poranek w sadzie
Jura..
Wspomniany Henning:)
Dystans67.00 km
SprzętSrebrny Orzeł
Szwajcaria - dojazdy
Łączny wpis wszystkich dojazdów na i z wyprawy:)
W sobotę 13 lipca Podwale - Szczakowa PKP a następnie już nocą po Zgorzelcu.
W niedzielę 14 lipca po Gorlitz.
Powrót 27 lipca z Friedrichshafen do Zgorzelca.
Ostatni dzień 28 lipca czyli 9km ze Szczakowej na domu.
Najgorsza część wyprawy przede mną...relacja:/ Ale trzeba to mieć za sobą:)
Kilka zdjęć z niemieckiej części..
W sobotę 13 lipca Podwale - Szczakowa PKP a następnie już nocą po Zgorzelcu.
W niedzielę 14 lipca po Gorlitz.
Powrót 27 lipca z Friedrichshafen do Zgorzelca.
Ostatni dzień 28 lipca czyli 9km ze Szczakowej na domu.
Najgorsza część wyprawy przede mną...relacja:/ Ale trzeba to mieć za sobą:)
Kilka zdjęć z niemieckiej części..
Dystans83.00 km Czas04:00 Vśrednia20.75 km/h
SprzętSrebrny Orzeł
Relaks nad wodą
Po obiedzie umówiłem się z koleżanką na symboliczny wypad nad wodę.
Miało być Bukowno ale tam dzisiaj setki ludzi, wszyscy rzucili się na nowootwarty odkryty basen:
Wczoraj Jacobsen twierdził, że w Żuradzie podobno jest jakieś źródełko. Twierdziłem, że nie ma bata-przecież byłem tam xx razy. I już bym kur.. nie miał ręki:D Po instrukcjach miejscowego najpierw czerwonym, później czarnym i na końcu zielonym szlakiem dotarliśmy na miejsce tzw: "Nad źródłem":
Podobno właśnie tutaj zaczyna się cała nasza ulubiona Sztoła..
Następnie pojechaliśmy w kierunku Boru, ale na słynnej rurze pełno samochodów..Wybraliśmy więc drugą stronę ulicy i zajebistą lodowatą i czystą jak szkło rzeczkę z piaskownii:)
Niespodziewany gość..
Miało być Bukowno ale tam dzisiaj setki ludzi, wszyscy rzucili się na nowootwarty odkryty basen:
Wczoraj Jacobsen twierdził, że w Żuradzie podobno jest jakieś źródełko. Twierdziłem, że nie ma bata-przecież byłem tam xx razy. I już bym kur.. nie miał ręki:D Po instrukcjach miejscowego najpierw czerwonym, później czarnym i na końcu zielonym szlakiem dotarliśmy na miejsce tzw: "Nad źródłem":
Podobno właśnie tutaj zaczyna się cała nasza ulubiona Sztoła..
Następnie pojechaliśmy w kierunku Boru, ale na słynnej rurze pełno samochodów..Wybraliśmy więc drugą stronę ulicy i zajebistą lodowatą i czystą jak szkło rzeczkę z piaskownii:)
Niespodziewany gość..
Dystans60.00 km Czas03:30 Vśrednia17.14 km/h
SprzętSrebrny Orzeł
Nocne manewry
Wreszcie udało się połączyć ekipy JMTB oraz JDR i w sile 12 osób pierwszy raz w tym roku pojeździć nocą. Start o 22 i jedziemy terenem w kierunku Sosiny. Tam jakaś dziwna niezrozumiała muzyka, więc kierujemy się brzegiem w stronę Żabnika. Na miejscu wraz ze Smitkiem i Vanem decydujemy się na spontaniczną kąpiel:) Później teren w kierunku Boru Biskupiego. W Bukownie schodzimy na piaskownie i zaliczamy kolejną lodowatą kąpiel w zajebiście czystej wodzie z piaskownii:) Zajebiste SPA z rurą:) Później już tylko kierunek Balin, gdzie rozpalamy ognicho, jemy kiełbaski i słuchamy ciekawych opowiadań Bacy:) Rano zaliczamy jeszcze leniwy wschód słońca i powrót do domu. Kolejny dobry wypad grupowy!
Galeria Demka:-> Klik
Kilka moich fotek:
Pęknięta guma Tarzana
Ognicho
Wschód
Galeria Demka:-> Klik
Kilka moich fotek:
Pęknięta guma Tarzana
Ognicho
Wschód
Dystans58.00 km Czas02:30 Vśrednia23.20 km/h
SprzętŻółta Niunia:)
Pogaduchy..
Dostałem sms od koleżanki, czy po pracy nie pojechałbym z nią na Leśny Dwór. Po sobocie rozruch wskazany, więc długo się nie zastanawiałem. Oczywiście szoską:) Powrót przez Olkusz. Patelnia dzisiaj była totalna..
Posiłek potreningowy:)
Posiłek potreningowy:)
Dystans74.00 km Czas03:05 Vśrednia24.00 km/h
SprzętŻółta Niunia:)
Pierwsza randka:)
Po kilku tygodniach domowych pieszczot nadszedł czas na następny krok w związku:) Ruszyłem z nią ok 12 bez mapek, prosto przed siebie. Gdzie można kogoś lepiej poznać, jak nie na Bukowskiej?:D I już tam pierwsze pozytywne zaskoczenie:) Chociaż ręce nie raz wędrowały tam gdzie nie trzeba (manetki na ramie) to szybko znaleźliśmy wspólny język:) Po Bukownie, ruszyłem z głupa na Bolesław, Laski i Krzykawkę. Dwukrotnie próbował przeszkadzać nam deszcz, jednak za każdym razem udało się nam schronić. Później piknik w Sławkowie i standardowy powrót. Niestety już na oparach. Z mega powyprawowej formy pozostały tylko wspomnienia..
Randka jak najbardziej udana, poszliśmy na całość! Janusz, dzięki za oddanie mi swojej trzeciej niepisanej córki!:D
Zdjęcia z telefonu, z powodu braku miejsca na aparat:)
Oto i ona..
Sztoła w Laskach..
Sławków
Randka jak najbardziej udana, poszliśmy na całość! Janusz, dzięki za oddanie mi swojej trzeciej niepisanej córki!:D
Zdjęcia z telefonu, z powodu braku miejsca na aparat:)
Oto i ona..
Sztoła w Laskach..
Sławków
Dystans55.00 km Czas02:50 Vśrednia19.41 km/h
SprzętSrebrny Orzeł
Zlot - Dzień 6
Po śniadaniu od razu wykorzystaliśmy pełne słońce i poszliśmy nad wodę. O dziwo, na 80 osób na zlocie jezioro mieliśmy tylko dla siebie:)
Można było się wyszaleć i przypomnieć jak pływa;) Odwiązaliśmy rowerki od przystani i za darmochę wyruszyliśmy w jezioro:)
Po obiedzie nastał czas na wspólną wycieczkę po okolicach. Z racji tego, że trochę nas było podzieliliśmy się na 3 grupy - my oczywiście wybraliśmy trasę najdłuższą:) Tempo zajebiste, od razu można było rozruszać naciągniętego achillesa i przemęczone kolano:) Po wyciecze powtórka z rozrywki, jezioro a później zdjęcie panoramiczne wszystkich uczestników i kolejne piwkowanie do oporu:)
Żubr na śniadanie;)
Fotki z ośrodka..
by Van
a ten dalej nawija i nawija..:D
by Kovval
Z wycieczki..
Zlotowicze jak na dłoni:)
by Van
Można było się wyszaleć i przypomnieć jak pływa;) Odwiązaliśmy rowerki od przystani i za darmochę wyruszyliśmy w jezioro:)
Po obiedzie nastał czas na wspólną wycieczkę po okolicach. Z racji tego, że trochę nas było podzieliliśmy się na 3 grupy - my oczywiście wybraliśmy trasę najdłuższą:) Tempo zajebiste, od razu można było rozruszać naciągniętego achillesa i przemęczone kolano:) Po wyciecze powtórka z rozrywki, jezioro a później zdjęcie panoramiczne wszystkich uczestników i kolejne piwkowanie do oporu:)
Żubr na śniadanie;)
Fotki z ośrodka..
by Van
a ten dalej nawija i nawija..:D
by Kovval
Z wycieczki..
Zlotowicze jak na dłoni:)
by Van
Dystans82.00 km Czas03:56 Vśrednia20.85 km/h
SprzętSrebrny Orzeł
Integracja
Grupowy wypad z forum JMTB. Trasa na zamek w Tenczynku po płaskim..powrót trasą Funia m.in. przez katorżniczą Miękinie i Paryż:) Zajebiście owocne 82km:) Dzięki i do następnego!
Grupówka by Van.
Ekipa w składzie: Aniuta, Koval, Funio, Janusz, Lama, Ja, Nemo i Van.
Falstart dętki Nema już na początku;)
Balaton
Zamek Tenczyn
Grupówka by Van.
Ekipa w składzie: Aniuta, Koval, Funio, Janusz, Lama, Ja, Nemo i Van.
Falstart dętki Nema już na początku;)
Balaton
Zamek Tenczyn