Dystans70.00 km Czas05:00 Vśrednia14.00 km/h
SprzętSrebrny Orzeł
Dzień 5 / Fishamend (A) - BRATYSŁAWA - Cunovo (SK)
Budzimy się chyba ok 12, kompletnie przestrojeni;) Nocne wojaże po Wiedniu dały w kość..samo południe, więc od razu sauna w namiocie. Już na samym starcie byliśmy wykończeni;)
Gdyby tego było mało, okazało się że rozłożyliśmy się na polu z samymi kłującymi krzewami. Artur zauważył jednego kłujka w oponie, z głupa wyciągnął i usłyszeliśmy tylko "psssssssssssss" :) O kur.. pół godziny nie nasze;) Śniadanie i jakoś się pozbieraliśmy. Idziemy z lasku jakieś 50metrów i kolejne "pssssssssssss". Tym razem Łukasz był szczęściarzem:) Tym oto sposobem, w 5 dniu każdy z nas zaliczył po 1 snejku:) Kolejne pół godziny w totalnym słońcu stracone na serwis;)
Ruszamy chyba dopiero po 16..Dobra, dzień i tak w połowie stracony..trzeba znowu wejść w normalny rytm, zaliczyć Bratysławę i walnąć się spać tuż za nią.
W kierunku Hainburga..
Stały widok za granicą..
Szybko docieramy do stolicy Słowacji..w tle Bratysława;)
Niestety wjechaliśmy od kiepskiej strony, bo zostały nam tylko ekspresówki..dobra, ciśniemy;)
Zatrzymujemy się na moście nad Dunajem, gdzie chciałem pstryknąć fotkę:
Nagle, ktoś się zatrzymuje..jakiś ciemny passat i wychodzi pasazer z tekstem "Co tu robicie?" Konsternacja w naszych szeregach.. Panocek pokazuje legitymacje a kierowca wyciąga koguta na dach.. O kur..tylko tego brakowało:) Gościu podchodzi do każdego z nas i pyta "dwescet euro mas?", "dwescet euro mas?","dwescet euro mas?" Każdy z nas kiwa głową, wzrusza ramionami i twierdzi, że nic nie ma;) a ten dalej swoje.. "dwescet euro..ID karte..egzekucjon" i leci w kółko po 10 razy. Tłumaczymy, że nie wiedzieliśmy że to ekspresówka..że w Polsce można itd. Gościu traci cierpliwość i chwyta z tyłu za kajdanki:) Dobra, to czas żeby sięgnąc do sakwy po dokumenty:) Daliśmy mu dowody i wsiadł do auta pospisywać.. Myślę sobie..dobra pisz tam..i tak słowacka policja nic od polskiej nie ściągnie. I do takiego samego wniosku doszedł kierowca passata, który przekonał drugiego że szkoda zachodu;) Zawołał nas, oddał dowody i pokazał że mamy jechać pierwszą w prawo za mostem a oni będą nas eskortować i spotkamy się na dole;) Jest dobrze..jedziemy jedziemy, skręciliśmy a oni prosto;) Uffffff kasa zaoszczędzona;) Będzie za co pić wieczorem;p
Bratysława to o wiele mniejsze miasto..
Jednak tradycyjnie znowu dobiliśmy do zmroku:)
Więcej zdjęć nie ma, bo z tych emocji na moście bateria aparatu odmówiła posłuszeństwa.
Pora szukać noclegu..po takim upale przydałaby się kąpiel. Na mapie kolejny raz zauważyliśmy jakąś kałużę;p Cel Cunovo czyli praktycznie ostatnia wioska przed węgierską granicą;) Kompletne ciemności, kolejny raz jesteśmy źli że musimy szukać wody w środku nocy;)
Docieramy do lasu, gdzie w środku miał być jakiś zbiornik. Nie ma kompletnie niczego. Tylko jakaś parka w samochodzie umila sobie czas. Obeszliśmy dookoła,kompletna dzicz..las tak gęsty i kłujący że nie ma szans wejść. Nagle słyszymy kaczki...yeah są kaczki, musi być woda!:) ale jak tam wleźć..znowu idziemy dookoła, raz po raz wchodząc w głąb z czołówkami..nic nie ma.. Łukasz rzuca: "rzuć kamieniem, będzie plusk!" tak jest! Jest plusk!:) idziemy na przestrzał, ale do wody nie ma szans dojść.. Po jakimś czasie jednak odpuszczamy świecenie po lesie, żeby nie zaprosić kogoś niepowołanego i idziemy odsypiać ten Wiedeń..:)
Gdyby tego było mało, okazało się że rozłożyliśmy się na polu z samymi kłującymi krzewami. Artur zauważył jednego kłujka w oponie, z głupa wyciągnął i usłyszeliśmy tylko "psssssssssssss" :) O kur.. pół godziny nie nasze;) Śniadanie i jakoś się pozbieraliśmy. Idziemy z lasku jakieś 50metrów i kolejne "pssssssssssss". Tym razem Łukasz był szczęściarzem:) Tym oto sposobem, w 5 dniu każdy z nas zaliczył po 1 snejku:) Kolejne pół godziny w totalnym słońcu stracone na serwis;)
Ruszamy chyba dopiero po 16..Dobra, dzień i tak w połowie stracony..trzeba znowu wejść w normalny rytm, zaliczyć Bratysławę i walnąć się spać tuż za nią.
W kierunku Hainburga..
Stały widok za granicą..
Szybko docieramy do stolicy Słowacji..w tle Bratysława;)
Niestety wjechaliśmy od kiepskiej strony, bo zostały nam tylko ekspresówki..dobra, ciśniemy;)
Zatrzymujemy się na moście nad Dunajem, gdzie chciałem pstryknąć fotkę:
Nagle, ktoś się zatrzymuje..jakiś ciemny passat i wychodzi pasazer z tekstem "Co tu robicie?" Konsternacja w naszych szeregach.. Panocek pokazuje legitymacje a kierowca wyciąga koguta na dach.. O kur..tylko tego brakowało:) Gościu podchodzi do każdego z nas i pyta "dwescet euro mas?", "dwescet euro mas?","dwescet euro mas?" Każdy z nas kiwa głową, wzrusza ramionami i twierdzi, że nic nie ma;) a ten dalej swoje.. "dwescet euro..ID karte..egzekucjon" i leci w kółko po 10 razy. Tłumaczymy, że nie wiedzieliśmy że to ekspresówka..że w Polsce można itd. Gościu traci cierpliwość i chwyta z tyłu za kajdanki:) Dobra, to czas żeby sięgnąc do sakwy po dokumenty:) Daliśmy mu dowody i wsiadł do auta pospisywać.. Myślę sobie..dobra pisz tam..i tak słowacka policja nic od polskiej nie ściągnie. I do takiego samego wniosku doszedł kierowca passata, który przekonał drugiego że szkoda zachodu;) Zawołał nas, oddał dowody i pokazał że mamy jechać pierwszą w prawo za mostem a oni będą nas eskortować i spotkamy się na dole;) Jest dobrze..jedziemy jedziemy, skręciliśmy a oni prosto;) Uffffff kasa zaoszczędzona;) Będzie za co pić wieczorem;p
Bratysława to o wiele mniejsze miasto..
Jednak tradycyjnie znowu dobiliśmy do zmroku:)
Więcej zdjęć nie ma, bo z tych emocji na moście bateria aparatu odmówiła posłuszeństwa.
Pora szukać noclegu..po takim upale przydałaby się kąpiel. Na mapie kolejny raz zauważyliśmy jakąś kałużę;p Cel Cunovo czyli praktycznie ostatnia wioska przed węgierską granicą;) Kompletne ciemności, kolejny raz jesteśmy źli że musimy szukać wody w środku nocy;)
Docieramy do lasu, gdzie w środku miał być jakiś zbiornik. Nie ma kompletnie niczego. Tylko jakaś parka w samochodzie umila sobie czas. Obeszliśmy dookoła,kompletna dzicz..las tak gęsty i kłujący że nie ma szans wejść. Nagle słyszymy kaczki...yeah są kaczki, musi być woda!:) ale jak tam wleźć..znowu idziemy dookoła, raz po raz wchodząc w głąb z czołówkami..nic nie ma.. Łukasz rzuca: "rzuć kamieniem, będzie plusk!" tak jest! Jest plusk!:) idziemy na przestrzał, ale do wody nie ma szans dojść.. Po jakimś czasie jednak odpuszczamy świecenie po lesie, żeby nie zaprosić kogoś niepowołanego i idziemy odsypiać ten Wiedeń..:)
Komentarze